czwartek, 3 lutego 2022

Tatrzańskie uroki

                                         Nad Reglami                                                                                             

        Przygód wielkich na tej Ścieżce nie zaznamy, lecz jej urokliwość stawia ją na pierwszym miejscu, zaraz po Kościeliskiej i Chochołowskiej😄 do zwiedzania bez wypiętrzeń. Najlepiej jest zacząć spotkanie z tą trasą w Kuźnicach i pięknie wyłożoną kamieniami drogą wspiąć się do pierwszej łączki przed Kalatówkami. Tu skręcamy w prawo i zagłębiamy się w las, gdzie łagodnymi serpentynami zaczynamy podchodzenie do pierwszego wzgórza. Przez lata naszych wędrówek Ścieżką nad Reglami, a rozpoczęliśmy ją z Adasiem w 1987 roku, prowadziła ona w lesie, w głębokim cieniu. Nie mogę odżałować, że niezmordowany kornik drukarz wyjadł już całe połacie tego lasu. Dzięki temu jednak po pierwszym podejściu do płaskiego terenu rozpościera się widok na Tatry.

Pierwsze wypłaszczenie - podejście od strony Kalatówek, 2017r.
Po prawej Kasprowy, pośrodku Beskid.

Stąd zmierzamy do kolejnego pagóra i wychodzimy na łączkę z widokami na Kasprowy - spomiędzy drzew.
Na pierwszym wzgórzu Ścieżki nad Reglami od strony Kalatówek, 2006r

A z drugiej strony wyłaniają się Granaty.
Po naszej prawej stronie w kierunku, gdzie zmierzamy, straż pełni tajemniczy Giewont (zdjęcie Pawła, 2017r). 
W tym miejscu lepiej zrobić sobie postój na jedzonko, bo z tego wzgórza schodzimy do mojej ukochanej Krainy Mostków(sama tak nazwałam tę część Ścieżki nad Reglami).
Obowiązkowa miejscówa na zdjęcie przy schodzeniu do mostkowej krainy, 2010r
Natalia towarzyszyła nam na Ścieżce nad Reglami przez całe lata, 2006r.
Nie wiem tylko czemu przy owym zejściu, gdzie rzeczywiście było kamienisko, ale to przecież góry są, zbudowano drewniane schody?! Komu w górach kamienie przeszkadzają? Po tej niegórskiej zagwostce rozpoczyna się mój raj.
Dla mnie ten zakręt jest magiczny, 2010r.
Nie jesteśmy w stanie przejść tu spokojnie.
Byłam w tym miejscu latem nawet nie wiem ile razy i dwukrotnie zimą, i jak dotąd, nie policzyłam ile jest tych magicznych mostków. A może nie chodzi o to, żeby je liczyć?
W 2017 roku na tej Ścieżce, a także później na Sarniej Skale, wiele zdjęć zrobił Paweł.
A ja uwieczniałam mostki i skały.


W tej krainie mostków są też wielkie skały. Jakby tak wspiąć się na nie, można poudawać, że zdobywało się Orlą Perć😂
A gdy kończymy spotkanie z tą urokliwą krainą, ukazuje się nam, poprzez niechlubne dzieło kornika drukarza, Sarnia Skała(zdjęcie Pawła). 
Stąd ostro w dół schodzimy do rozejścia szlaków prowadzących: w prawo do Doliny Białego lub dalej w górę na Sarnią Skałę. Jeśli schodzimy zimą ze Ścieżki od razu do doliny trzeba pamiętać, iż jest tu bardzo stromo, co przy oblodzeniach sprawia, że lepiej założyć raczki na buty. 
Dla jasności obrazu zachowam kolejność w zwiedzaniu Ścieżki nad Reglami - czas zatem na opis niezwykłości Doliny Białego Potoku.
Podejście do niej rozpoczynamy od ulicy tuż za Wielką Krokwią. Jest to trasa, o ile wybieramy się tylko do doliny, spacerowa. Spokojnie można pójść tu nawet w klapkach, byle tylko wrócić i nie próbować podchodzić w górę.
Początek Doliny Białego, 2012r.
Już u progu Doliny Białego Potoku wita nas takie obmurowanie strumienia, dla mnie 
fascynacja wróżąca niemal jakieś zamczysko w dalszej drodze. Zamiast jednak baśniowej scenerii pojawia się w słonecznej pogodzie złota.
Czemu ten potok nie nazywa się złoty?
Wszystko zależy od światła, w cieniu potok przybiera normalną barwę, czyli jej brak.
Jeden z licznych małych wodospadów  Białego Potoku
Wszechobecne łopiany
Jakby się uprzeć, to każdy górski strumień w dolnym biegu tak wygląda. A my spacerkiem docieramy do rozlewiska, skąd nieco w górę sobie idziemy. Nie zapominając o widoczkach dolinkowych.
Dziewięćsił bezłodygowy - jedna z najbardziej niezwykłych roślin tatrzańskich -
tu jeszcze niekwitnący, zdjęcie Natalii.
Uroki lasu
Jeszcze kawałek w górę i dochodzimy do mostku nad spiętrzeniem strumienia. A przed nami skalna ściana.
Siostry i Iwo
A może uda mi się znowu namówić moją siostrę na wypad w Tatry💖My z Jarkiem nie skaczemy już po skałach jak kozice, i coraz bardziej podobają nam się krótkie trasy. A każda z nich ma swoje uroczki.
A może to jest owo zamczysko, tylko w skałę zaklęte?
A tu widok z góry na początek lub koniec Doliny Białego w zależności, z której strony tu dochodzimy.
A temu mostkowi przepuścić nie można😉

I jeszcze jedna uwaga. Roślina na zdjęciu to barszcz Sosnowskiego - tu już przekwitła, kwiaty ma białe zanim cała zżółknie. Nie należy jej dotykać pod żadnym pozorem, ponieważ powoduje bardzo poważne poparzenia skóry!
W tym miejscu wracam w opisach do Ścieżki nad Reglami, by wspiąć się na Sarnią Skałę - od strony połączenia szlaków z Doliny Białego z tą znad Regli. Wspinaczka nie sprawia żadnej trudności i nie jest też jakoś strasznie długa. Wychodzimy wkrótce na polanę pod Sarnią Skałą. A za plecami wyrasta nam w całym majestacie Giewont.
Na Sarnią Skałę wchodzimy od jej prawej strony. 2017r.
Giewont w drodze z polany na Sarnią Skałę
Tłumy na owej polanie są nieprzebrane. Z jednej strony człowieka nachodzi natychmiast myśl, iż trzeba było wyjść z domu o siódmej rano, to weszłoby się na Sarnią w ciszy i spokoju. A z drugiej widok sześciolatków wspinających się po szucie osypującym się ze skały z boku, tam gdzie szlak prowadzi, z mniejszą lub większą werwą, ale wytrwale jest budujący. Na polance ludzie odpoczywają i można złapać taki widoczek - konkretnie Paweł zobaczył czterech chłopców w wieku może dwunastu lat, siedzących obok siebie z nosem w telefonach komórkowych i tak nimi zajętych, że o Bożym świecie zapomnieli. A tuż niemal przed ich nosami cel - gdzie też by tam ich jakaś skała obchodziła😂Ja z kolei przyuważyłam dziewczynę niewiele od nich starszą jak kategorycznie mówiła do matki: ja tam nie wchodzę! Mam nadzieję, że jednak weszła, skoro wszystkie inne dzieciaki pędziły.
Widoki z podejścia
Po prawej wyłaniają się z chmur Granaty
I mocarny Giewont już z Sarniej Skały.
A kiedy w trudzie wdrapiemy się po wspomnianym szucie - w trudzie, bowiem należy ostrożnie wymijać się z tymi, którzy schodzą - ukazuje się nam północny strażnik tatrzańskiego świata: Giewont w całej okazałości. 
I tu również podziwiamy skalne wytwory w tłumie innych turystów, ale...zawsze jest jakieś ale😄wszyscy przedtem utrudzili się tak samo jak my. I wszyscy rozumieją, że każdy chce mieć zdjęcie w samotności z tym bajkowym światem. Czekamy więc grzecznie na swoją kolej, aż inni zwolnią jakąś fantastyczną miejscówę na fotkę.
Wygląda mi to wybitnie na zbójecką maczugę.
W tle Tatry Bielskie czyli już Słowacja
A z drugiej strony centralnie tkwi przed nami Kominiarski Wierch.
Z jego lewej strony widać Wołowiec i Rohacze, a z prawej podwójny grzbiet Salatinu.
Na kolejną skałę w tym miejscu - co oznacza, iż nazwa winna chyba brzmieć Sarnie Skały😉też koniecznie trzeba się wspiąć. Tu dopiero jest rozległy widok na całość.
Niewątpliwie Madzia, już wówczas Rohacka, również wspięła się na Sarnią.
Mocna ta skała, a w tle Osobita - czyli też Słowacja.
Czyż nie warto trochę się potrudzić?
Nasyceni widokami schodzimy do polanki, a stamtąd kierujemy się w prawo do Doliny Strążyskiej
I tu opowieść jest taka: od początku do końca Ścieżka nad Reglami nie jest żadnym ekstremum, niemniej jednak, jeśli możemy ułatwić sobie podejście, to czemu nie? A zatem, dla wszystkich fanów wejść i zejść lżejszych, nie polecam absolutnie podchodzenia na Sarnią Skałę od Strążyskiej! Samo schodzenie tą stromizną frajdą nie jest, a widok podchodzących z obłędem w oczach ludzi(z niemym pytaniem w spojrzeniu: czy to jeszcze daleko?)budzi taką refleksję - jak dobrze, że ktoś doradził nam wyłącznie schodzenie tędy. Z przekornym uśmiechem dodam też, że prawda jest taka, iż cała Dolina Strażyska to może z pół godziny dreptania, a zatem wysiłek żaden. Skoro więc ktoś jeszcze się nie utrudził, to może niech wespnie się na polankę pod Sarnią od tej strony. 
Najlepszą alternatywą dla niewymagających koniecznie😂wspinaczki na Ścieżce nad Reglami jest dotarcie tu właśnie z Kuźnic - tam podejście jest najlżejsze a potem już tylko z górki i trochę na końcu pod górę.
2013 rok w Dolinie Strążyskiej
Chatka w Dolinie Strążyskiej nie da może wszystkim wytchnienia😅a i jedzenie niezbyt tu wyszukane, ale też chleba z tutejszym smalcem z ogórkiem nie sposób sobie odmówić.
Za owymi bacówkami czai się w chmurach Giewont.
O właśnie taki
Mnie bardziej podoba się Dolina Białego, lecz i Strążyska ma swoje uroki. Kiedy szłam nią po raz pierwszy w 1987 roku, odkryłam tu "trzech rycerzy" - wówczas byli widoczni jak na dłoni, dziś trzeba dobrze się przyglądać, by znaleźć ich pomiędzy drzewami.
A dalej swoje historie opowiada strumień.
Moi "trzej rycerze" sprzed lat ukryli się za drzewami. 2019r. 
Lepiej zwolnić kroku, by wyłowić takie obrazki.


Jakoś mnie te strumienie górskie przyzywają😄
I jeszcze złapane przez Natalię...

I znowu wracamy na Ścieżkę nad Reglami, by wspiąć się na Grzybowiec. Przed chatką na końcu Doliny Strążyskiej skręcamy w prawo na mostek i wspinamy się na Przełęcz w Grzybowcu(skąd jest najszybsze i najpiękniejsze podejście na Giewont). Podchodziłam tędy chyba tylko raz i nie jest to jakieś okropne wspinanie. Lepiej jednak tak układać trasy, by tędy schodzić - wtedy na wprost nas takie wyłaniają się takie widoki:
Z tej strony Sarnia Skała rzeczywiście wydaje się niemal nie do zdobycia dla ludzi
Masyw Giewonty robi bardzo groźne wrażenie, zwłaszcza zimą.
Przy podchodzeniu, bądź schodzeniu, rozglądajmy się uważnie dookoła, bowiem roślinność jest tu wyjątkowo urodna.
Piękne te wszystkie kwiatki, a ja nie znam ich nazw.
A to już  dwa "wychwyty" Natalii
Hm, czy to jest naparstnica?
I wreszcie przełęcz
Przełęcz w Grzybowcu znajduje się w lesie, gdyby nie drogowskazy nikt by się nie domyślił, że to przełęcz. Stąd Ścieżka nad Reglami prowadzi w dół - jak widać do Doliny Małej Łąki. Na końcowym jej etapie las został straszliwie wyjedzony przez naszego znajomego kornika, aż żal było nam patrzeć w 2019 roku, kiedy byłam tu ostatnio. Poniżej tego okropnego żerowiska drukarza rozciąga się łąka z widokiem na Wielką Turnię prowadzącą na Małołączniak, jakżeby inaczej.
Wielka Turnia z drogi z Grzybowca do Małej Łąki, 2013 r.
Jakaś pikseloza z tymi drzewami czy co?
I obowiązkowa fota
Za chwilę dobijamy do Małej Łąki. Opowieść w tym miejscu jest tego typu, iż nie należy Małą Łąką podchodzić na Giewont😅- jest to trasa jakby dookoła, długa i męcząca, choć widokowo doskonała. Zejście zaś Małą Łąką aż do ulicy może nastręczać pewien problem, bowiem nie ma nigdzie blisko, a wręcz są daleko przystanki busów: czy to w stronę Zakopanego, czy w stronę Kir. Jest tu mały parking, ale chyba tylko dla szczęśliwców, którzy zerwą się skoro świt, by sobie znaleźć miejsce u wejścia do Małej Łąki. A skoro samochód na nas tu czeka, to niestety musimy do niego wrócić i nie możemy pójść na daleką trasę. Jeśli zaś przywędrowaliśmy tu z daleka, a akurat żaden bus nie przejeżdża w stronę dokąd zmierzamy(kierowca pewnie by nas zabrał, o ile ma miejsce)to niestety pozostaje nam drałowanie na piechotę asfaltem. 
Zdobywcom Ścieżki nad Reglami, którzy ruszają nią dalej, pozostaje tylko zrobić sobie zdjęcie w pięknej scenerii Małej Łąki. 
Z tego miejsca ruszamy dalej Ścieżką, czyli zagłębiamy się w las, jak dotąd nie pożarty i dobrze! Przyznam, iż ta droga w lesie jest o wiele piękniejsza zimą, o ile jest zasypana śniegiem😄 
Moje magiczne zimowe drzewo latem nie robi takiego wrażenia. A dalej można przyuważyć takiego mieszkańca Tatr:
Borowik jak żywy, zdjęcie Natalii
Dalsza droga w lesie prowadzi lekko w dół, a potem w górę i wychodzimy do miejsca szczególnie przez mnie ukochanego: na Przysłop Miętusi.
Z Natalią w wielgaśnej wierzbówce tuż przed Przysłopem.
Na przełomie lipca i sierpnia Polana Miętusia zarośnięta jest wysoko wierzbówką kiprzycą.
I oto dochodzimy do miejsca, gdzieś dawno temu stało niewielkie schronisko, które niestety spaliło się i już go nie odbudowano. A przydałoby się tu idealnie!
Urzekający widok na Przysłop Miętusi i Czerwone Wierchy ze strony zejścia ze Staników Żlebu,
2019r.
W tym miejscu muszę na chwilę przerwać opowieść o Ścieżce nad Reglami, bowiem z Przysłopem Miętusim nierozerwalnie łączy się nasz ukochany Staników Żleb.
Zapoznaliśmy się z nim w czasie dość odległym, to jest w 2000 roku. Podeszliśmy wówczas na Przysłop od strony Kościeliskiej i dopiero stąd ruszyliśmy na Staników Żleb.
Pozwolę tu sobie "wkleić" taką młodą Madzię z 2000 roku, nie tylko dlatego, że to wzruszające tak spojrzeć sobie w twarz o dwadzieścia jeden lat młodszej, lecz także dlatego, że tego drzewnego drogowskazu już nie ma. 
Nigdy więcej nie obraliśmy tego kierunku, zawsze ruszamy na Staników Żleb "z buta" z Rysulówki i wchodzimy od strony Ścieżki pod Reglami - taka również istnieje. I to podejście jest naprawdę przepiękne - dla turystów nocujących w innym miejscu uwaga: do tego podejścia można wybrać się od strony wejścia do Kościeliskiej, skręcając od razu w lewo na drogę leśną. Dochodzimy, z którejkolwiek bądź strony, do drewnianej bramki oznaczającej początek szlaku na Staników Żleb. Trasa ta jest tak mało uczęszczana, że zlikwidowano tu nawet kasę biletową do parku. I zaczynają się magiczne widoczki.
Pierwszy mostek na trasie - Iwo z wujkiem Jarkiem, 2019r.
Kiedyś takich mostków jak widać na zdjęciu było aż trzy, potem przyszła nawałnica, szlak się pozawalał, i został tylko jeden początkowy.
Po drodze w górę łagodnym podejściem uważnie przyglądamy się roślinom.
Szlak prowadzi w gęstym lesie, gdy dotrzemy do zakrętu w prawo, robi się bardziej górsko. A to oznacza, że już blisko do pierwszego wypłaszczenia, na którym kiedyś stała ławeczka i można było w spokoju napić się. Jak sądzę te ławeczki po prostu po kolejnych zimach gniją i administracja parku nie zarządza już stawiania nowych. Na końcu czeka nas jeszcze jedno podejście w lesie i wyłania się prześwit zawsze bardzo roślinny.
Tu skręcamy szlakiem w lewo i znów podziwiamy roślinność - za każdym razem, gdy tu się zjawiam, jest inna😆
A kiedy już znajdziemy się na "szczycie" Stanikowego Żlebu prostą dróżką zmierzamy przed siebie podziwiając wyłaniające się nieco dalej Czerwone Wierchy a później Starorobociański Wierch.

W tym samym miejscu co powyżej w 2013 roku rozpoczynała się długa droga w lesie. Niestety nieuprzejmy kornik wyjadł las i dzięki temu mamy rozległe widoki.
Kominiarski Wierch i Starorobociański
A gdy długa prosta się kończy, zaczyna się zejście na Przysłop Miętusi, zimą kamienie tej ścieżki są bardzo śliskie - lód bierze je we władanie, bo są gładkie jak lustro. 
I już mamy z jednej strony widok na Giewont, a z drugiej na dostojny Kominiarski Wierch.

A na powyższym zdjęciu, takim jakby malarskim😉widać Halę Stoły, do której za niedługą chwilę opowieść o Ścieżce nad Reglami dotrze.
Na Przysłopie koniecznie trzeba zrobić sobie postój, bo ławeczki wciąż jeszcze tu są.
Nasza zeszłoroczna ekipa odpoczywa na Przysłopie.
Schodzimy piękną łąką w prawo do nieistniejącego lasu - jeśli jeszcze raz będę musiała wspomnieć o małym jego żercy, to chyba mnie coś trafi😂
Piękna łąka jest, a lasu, jak widać poniżej, nie ma. 2020r.
Jaro jak zwykle zajęty😎
I tak docieramy w opowieściach o Ścieżce nad Reglami do Doliny Kościeliskiej, skąd wyruszyć można w dalszą drogę do Doliny Lejowej lub na Przysłop Kominiarski.
Zanim jednak tam się wybierzemy, opowiem słów kilka o urokach Hali Stoły. Na tę wysoko usadowioną polanę trzeba skręcić w prawo w początkowej fazie Kościeliskiej, za pierwszą długą prostą. Szlak jest krótki - godzinna ostra dość wspinaczka i wychodzimy na pierwszą łąkę pod Halą Stoły, skąd już roztacza się wspaniały widok.
Do Hali Stoły stąd już tylko jedno oczko wyżej, 2005r
Ostatni niewielki wysiłek i wychodzimy na bardzo stromą halę - pod takim kątem do normalnie poziomego podłoża, że człowiek z trudem na dwóch nogach stoi😂
Widok z Hali Stoły  na Ciemniaka - to pierwszy z Czerwonych Wierchów od tej strony.
A z lewej strony wyłania się Giewont.
Łąka - hale to przecież górskie łąki - jest tutaj nieprawdopodobnie piękna. 
Wspiąć się na Halę Stoły warto - jedynym minusem jest to, że tutaj szlak się urywa i musimy zawrócić. Zrobiliśmy sobie zatem taką wycieczkę tylko raz i to w dość brzydką pogodę - my stare górołazy jeśli już wychodzimy na trasę, to niechby chociaż miała ze cztery godziny. Na tak krótką szkoda nam marnować dnia. Z drugiej strony, można sobie przedłużyć zwiedzanie Kościeliskiej o Halę Stoły - każda opcja jest dobra.

A my wędrujemy dalej Ścieżką nad Reglami w kierunku Doliny Lejowej - szlak na Przysłop Kominiarski wiedzie tą samą ścieżką. I tu znów, nie da się inaczej - nazwisko i adres niszczycielskiego robala jest już na policji😂
Za pierwszą długą prostą, jest druga i z niej skręcamy w prawo - dziś szeroką drogą we wściekłym upale, jeśli na taką pogodę trafimy. A dawniej w błogosławionym cieniu ogromnego starego lasu, który kończył się dopiero na pierwszej rozległej polanie.
Serce się kroi, kiedyś rósł tu wspaniały gęsty las - szlak do Doliny Lejowej.2016r.
A za nami jest tak - widać marszrutę w Kościelskiej.
Wspinamy się obecnie w szaleństwie roślinności liściastej - kiedy zabrakło drzew iglastych nastąpiło istne rozpląsanie krzaków, kwiatów i różnych innych pnączy.
Można tu spotkać goryczkę trojeściową - uwielbiam te głęboko niebieskie kielichy.
Owocuje też jarzębina? Może ktoś mnie upewni, czy to na pewno jarzębina?
A kiedy już nieco zmęczymy się wspinaniem, wychodzimy na taką piękną łąkę.
Pierwszy postój na trasie
I oczywiście wredna mała paskuda co z lasem po lewej stronie zrobiła, to już wiecie😠Dobrze, że łąka ocalała.

I dalej spokojnie wędrujemy sobie do rozejścia szlaków. I bez złudzeń widoczny na zdjęciu las, w dalszej części został, oczywiście co? Wyżarty!
Gdyby Jaro z obejrzał się za siebie z miejsca powyżej, ujrzałby taki widok.
Rzecz jasna, tylko w 2016 roku i może kilku następnych. Dlaczego? To już wiecie.
Kiedy dużo poniżej ujrzymy zakręt w prawo do Doliny Lejowej, decydujemy co dalej zrobić z tak pięknie zaczętym dniem.
Ja w tym miejscu wrzucam słów kilka o Lejowej. A jest o czym - o robalu zapomnieć, dzieło zniszczenia zostało już dokonane. I dzięki temu Dolina Lejowa zyskała zupełnie nowy wygląd. I czy piękny, sami oceńcie.
Justyna z Sarą - mam nadzieję, że całe lata będziemy tak razem wędrować, 2021.
Lejowa tak się nazywa, bo tu się po prostu wszędzie woda leje.

To jest magiczne miejsce - urokliwe i bezludne.
Do Doliny Lejowej od dołu można dotrzeć pieszo z Kir - idziemy lasem lub chodnikiem w kierunku restauracji U Józefa. Tu szeroką drogą skręcamy w lewo pod stok Biały Potok, mijamy go a potem przez wysokie trawy zmierzamy do drogi, która prowadzi wzdłuż wzgórza po naszej lewej stronie. Docieramy do budki z kasą biletową i już - Dolina Lejowa jest nasza!
Lejową otwiera taka skała.

Do lasu widocznego po lewej stronie zaraz będziemy się wspinać.


Po lewej osty nad potokiem wdzięczą się do nas, a po prawej bardzo ważny mostek na trasie. Tuż za mostkiem skręcamy w prawo i pomału drepczemy w górę, by po wyjściu z lasu ujrzeć go z góry, o ile idziemy w kierunku Kościeliskiej.
Na trasie spotkamy też takie koszyczki żółte.

I wracamy na ostatnią już część Ścieżki nad Reglami prowadzącą na Przysłop Kominiarski.
Od Doliny Lejowej podchodzimy w lesie na polanę z widokiem na Kominiarski Wierch. 
To druga i ostatnia ławka na trasie na Przysłop Kominiarski od strony Kościeliskiej
Stad będziemy musieli trochę się powspinać, lecz to nic groźnego. Dzięki też wątpliwym usługom mojego nieulubionego robala po drodze ukazuje się nam Giewont.
Wspinamy się dalej, nadal w lesie. Przysłop Kominiarski w całości jest zarośnięty drzewami, że nawet nie wiadomo kiedy się go mija - a na pewno wtedy, gdy zaczynamy schodzić. W 2016 roku zejście z Przysłopu do Chochołowskiej Doliny było o tyle utrudnione, że jakaś okropna rzeka po ulewie zniszczyła cały szlak.
W końcu dochodzimy do miejsca, gdzie las rzednieje - i to wcale nie przez kornika, taki był tu zawsze. Widać już nawet drogę w Chochołowskiej.
Z tego miejsca droga zakręca szerokim łukiem w prawo i wychodzimy na jedno z najpiękniejszych miejsc na Ścieżce nad Reglami - Polanę Jamy
Roślina, którą złapałam to tojad - jest trująca!
Tojad
I schodzimy do Chochołowskiej.
W tym miejscu muszę przytoczyć straszną historię - skoro mówię o niebezpieczeństwach gór, nie mogę pominąć niebezpieczeństwa, jakie mogą stworzyć ludzie. W miejscu, gdzie z Chochołowskiej szlak skręca w lewo na Polanę Jamy i Przysłop znaleziono, może z piętnaście lat temu, zwłoki zamordowanej dziewczyny. Sprawca ukrył ciało dosłownie kilka metrów od głównej drogi, bo wtedy rósł tu gęsty las. Ustalono później, iż dziewczyna ta nocowała w schronisku w Dolinie Chochołowskiej, poznała tego mężczyznę i pewnie poimprezowała z nim, a następnego dnia rano wyszli razem na szlak. Nie wiem, czy morderca został złapany. Historia ta jest ostrzeżeniem dla wszystkich - w góry jadą nie tylko miłośnicy wędrówek, lecz też ludzie ze złymi zamiarami. Nie wolno tak od razu ufać obcym, jeśli jedzie się samotnie. Usłyszałam też wiele lat temu takie mroczne stwierdzenie, że połowa zaginięć w Tatrach to morderstwa. Nie wiem tego, ale sama nie wybrałabym się na żadną górską trasę, która jest mało uczęszczana. 
                                                              
                                                     * * *

Urokliwą podróż po Ścieżce nad Reglami kończę u wejścia do parku w Dolinie Chochołowskiej. Stoi tam, jak widać na zdjęciu poniżej, Bar u Hani.
Właścicielką jest pani Hania, którą poznaliśmy lata temu w naszej ulubionej "żurkowni"(znajdującej się zaraz za zakrętem z drogi prowadzącej z Zakopanego do Chochołowa i dalej do Czarnego Dunajca). Pani Hania gotowała tam wówczas fantastyczne obiady i część z tych dań można obecnie spróbować w jej Barze - polecam gorąco.

I jeszcze taka uwaga, która mnie naszła na koniec. Część lasów, zwłaszcza w okolicach Kościeliskiej, uległa zagładzie nie tylko przez kornika, lecz głównie przez wiatr typu bora(północny, silniejszy od halnego). W 2004 roku spowodował on totalne zniszczenie lasów podtatrzańskich na Słowacji - pobojowisko drzew wyglądało tam jak po ataku nuklearnym. Podobnie przeszedł w grudniu 2013roku Doliną Kościeliską i w całym tym rejonie: Lejową, podejściem na Przełęcz Iwaniacką od strony Chochołowskiej. Kiedy przyjechaliśmy na Rysulówkę w styczniu 2014 roku z dumnego lasu porastającego początek Kościeliskiej pozostało cmentarzysko. Pan Stasiu powiedział, iż potrzeba pięćdziesięciu lat, żeby odrósł. A prawda jest też taka, iż na Słowacji las został posadzony przez człowieka - i nikt nie wpadł wtedy na to, że nie należy sadzić wyłącznie drzew iglastych, które mają płaski system korzeniowy(powierzchniowy). Drzewa liściaste, o palowym systemie korzeniowym, przetrwały tam, nawet jeśli były bardzo młodymi drzewkami. 
Obecnie teren zniszczony przez bora w 2013 roku w rejonie Kościeliskiej zarasta samoistnie. Natura najlepiej wie, jak sobie radzić. 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zima w Tatrach

                       Szlakami legend tatrzańskich - zima 2025     Zimowe wyprawy sprzyjają snutym później przy kominku opowieściom. I to n...