niedziela, 30 stycznia 2022

Tatrzańskie uroki

                              Kościeliska i Chochołowska na start

                                        1. Kościeliska

        O Kościeliskiej mogłabym zapewne napisać małą epopeję narodową, tak we mnie wrosła jak drzewo. Skupię się zatem na jej urokach szczególnych. 

Pierwszym jest Wąwóz Kraków - kto jeszcze tam nie był, niech koniecznie skręci z głównej drogi w lewo i zagłębi się pomiędzy kamienne ściany. Jest to absolutnie niezwykłe miejsce, ponieważ nie rozchodzi się tam głos. 

Wąwóz Kraków
Wąwóz jest krótki, gdy wychodzimy na coś, co oględnie mówiąc, przypomina małą polankę okazuje się, że droga jest zamknięta i możemy tylko sobie wyobrażać, jak on dalej wygląda. A szlak (trzeba pamiętać, iż jest jednostronny) prowadzi w górę po niezwykle atrakcyjnej drabinie: wąskiej i długiej😅
Pierwszy raz wspinaliśmy się po niej w roku chyba 2003.

W 2012 roku czekałam na swoją ekipę, tłumacząc wszystkim z lekka przestraszonym rodzicom nieco młodszych dzieci, iż czterolatek pomknie po tej drabinie na luzie, tylko trzeba go asekurować. I wierzcie mi, dzieci rwały się na nią z ochotą!
Łańcuchy powyżej drabiny to fantastyczna atrakcja
Powyżej drabiny wiszą na skale łańcuchy, lecz nie są niebezpieczne, a raczej dostarczają wszystkim niezłej zabawy - oto bowiem niedoświadczony turysta nagle staje przed górskim wyzwaniem i okazuje się, że świetnie sobie radzi. Pokonanie własnego pierwszego strachu i świadomość, że dało się radę jest warte każdej ceny.
Jama Smoka
A powyżej znajduje się Jama Smoka, i tu szlak rozwidla się. Można wspiąć w wiecznie śliskiej i mokrej jaskini, na końcu również po łańcuchach, lub na sucho i też po łańcuchach😂nie ma lekko - do miejsca w lesie, gdzie te dwa podejścia łączą się. Jeśli wybieramy opcję pierwszą warto mieć latarkę czołówkę, a jeśli drugą trzeba pamiętać, żeby przed wyruszeniem w górę nie podrzucać za mocno głową, albowiem można "wyrżnąć" w nisko zawieszone skały, co ja uczyniłam kilka razy - przy czym miałam wtedy czapkę z wkręcanymi metalowymi znaczkami i owe wkręty za każdym razem "wbijały" mi się w czaszkę😆

A potem już lekko łatwo i przyjemnie wspinamy się do góry.
A to ja właśnie zdobyłam owo podejście, by za chwilę wypatrywać, jak się z Jamy Smoka wydobywa się po łańcuchach reszta mojej ekipy. I to już jest koniec przygód w Wąwozie Kraków - najpierw laskiem a potem ogromną łąką wracamy na główną drogę Kościeliskiej.
Widoczny na skale szlak to podejście na Raptawicką Turnię
Nie można jednak zbyt szybko z tego miejsca uciekać - Hala Pisana od tej strony jest bowiem warta uwiecznienia na zdjęciach.
Zejście do Hali Pisanej

Otoczenie Hali Pisanej

I kwietne wyspy na hali.
Planując dodatkowe wycieczki w Kościeliskiej Dolinie warto najpierw wspiąć się prawie na sam jej koniec i stamtąd wyruszyć nad Smreczyński Staw, a dopiero w drodze powrotnej skręcić - a wtedy w prawo do Wąwozu Kraków. 
 
Podejście do Smreczyńskiego Stawu nie jest długie - z pamięci nie powiem dokładnie, ale około pół godziny. Widok, który tam ujrzymy wart jest dodatkowego zmachania się kolejnym podejściem.
Smreczyński Staw. To zdjęcie i cztery poniższe są Natalii.
I my - z widokiem na Błyszcz i Bystrą
Mam nadzieję, że kornik drukarz nie zjadł tych pięknych smreków.





Schodzimy tą samą trasą, by dalej podziwiać uroki Kościeliskiej Doliny. 
Z widokiem na Raptawickie Turnie
Moje najukochańsze miejsce w Kościeliskiej - wystarczy wspiąć się kilka kroków od głównej drogi.
Kwietne uroki Natalii
Tę jamę znajdującą się wysoko w skale nazwałam: Oko Smoka.

Warto w tym miejscu zejść i pod tą skałą pstryknąć fotkę - ja nigdy się nie odważyłam😄A Natalia nie bała się, że się skąpie.
                                                                               Uroki Potoku Kościeliskiego

Jeśli trafić na Halę Pisaną na przełomie lipca i sierpnia można ujrzeć tak pięknie kwitnącą wierzbówkę kiprzycę. I jakąś jarzębinę, jak poniżej na zdjęciu - choć nie jestem pewna czy to ona😀



                                       2. Chochołowska

        Przez wiele lat z moją najlepszą przyjaciółką z pracy, Hanią - w czas rocznego oczekiwania pomiędzy jednym letnim wyjazdem w Tatry a drugim - żartobliwie spierałyśmy się w temacie: która z dolin jest piękniejsza Kościeliska czy Chochołowska? Przywodziło mi to zawsze na myśl epizod z którejś polskiej komedii(gratulacje temu, kto pamięta z jakiej), gdzie usiłowano sprecyzować zawartość cukru w cukrze😂Było to bowiem jasne od pierwszego słowa, że każda z nich ma sto procent wspaniałości w sobie, a nasze "rzeczowe" argumenty odzwierciedlały tylko i wyłącznie okropną, bo roczną, tęsknotę za górami. 
Dziś mogę zatem powiedzieć wszystkim wahającym się - obie te doliny są przecudne, choć każda inaczej, a kwestia "wyższości" na podium bierze się tylko z tego, którą odwiedziliśmy jako pierwszą.
Do Chochołowskiej ruszamy asfaltową drogą, a jeśli zwyczajnie mamy lenia - co i nam wielokrotnie się zdarzało - możemy podjechać wagonikiem Witowa. O takim...
Po długiej górskiej trasie warto takim wagonikiem zjechać. 
Jeśli jednak zdecydujemy się na taki środek lokomocji to, rzecz jasna, nie porobimy sobie zdjęć na początku doliny i nie odwiedzimy znajdujących się tam bacówek.
Wagoniki dojeżdżają do Polany Huciska i tu już zaczyna się wędrówka szeroką górską drogą. Oznacza ona, że trudność przed nami żadna, nie dajmy się jednak zmylić - do schroniska jest dość daleko. 
"Wysepka" na Chochołowskim Potoku
Od samego początku warto przyglądać się strumieniowi - i nie tylko w tej dolinie. Ja osobiście uwielbiam górskie potoki: latem i zimą filmuję je - bo za ich chlupot dałabym się pociąć😄robię im zdjęcia, a nawet piszę dla nich wiersze. 

Na samym też początku drogi, po porzuceniu asfaltu, po prawej stronie znajdują się takie fantastyczne ostańce. Im też robię zdjęcia latem i zimą - to takie jakby wrota do tajemniczego świata gór. W tej wędrówce do rozległej doliny tuż przed schroniskiem najlepsze atrakcje są zawsze po prawej stronie. Tu płynie strumień, ze dwa zakręty za ogromną samotną skałą ukrywa się wśród drzew tajemnicza chatka, a powyżej niej przecina potok mostek, na którym warto zrobić sobie zdjęcie. I zaczynamy się wspinać - droga jest tu pięknie wyłożona kamieniami a podejście tylko smaczku dodaje. I dalej taką szeroką trasą dochodzimy do miejsca, gdzie dolina otwiera się niczym bramy raju.
Mnichy Chochołowskie
Tu po lewej stronie widać kapliczkę, gdzie do dziś odprawiane są msze. Zdjęcie Natalii.
Po prawej stronie wyłaniają się Mnichy Chochołowskie, wąska ścieżka prowadzi nas do urokliwej kapliczki - zimą lepiej nie próbować podejścia ani zejścia tędy, bo można dosłownie utopić się w śniegu.
Bacówkowa osada
To jest miejsce, gdzie warto przyjrzeć się urokom Chochołowskiej Doliny - dokładnie tak, jak robiła to przez lata nasza Natalia. Powyższe zdjęcia i dwa poniższe są jej.
Złapane na zawsze
Im wyżej się wspinamy, tym robi się z lekka ciężej, a widoczki nadal zachwycają.
Ostatni wysiłek - na końcu jest akurat stromo. I proszę sobie wyobrazić, że wiele lat temu na całej tej trasie znajdowały się trzy stacje rowerowe - można było sobie rower pożyczyć lub go zwrócić, a ostatnia znajdowała się tuż pod schroniskiem. Zapewniam, iż dojazd rowerem do schroniska w Dolinie Chochołowskiej od samego dołu to "urocza" wycieczka rowerowa😂i nigdy się na to nie zdobyłam.
Kominiarski Wierch z ostatniego podejścia do schroniska, zdjęcie Natalii.
W schronisku serwują bardzo dobre dania obiadowe. Warto też skusić się na szarlotkę chochołowską - a nasza ekipa któregoś roku zrobiła sobie konkurs na najlepszą w szarlotkę w schroniskach tatrzańskich i w Chochołowskiej Dolinie wygrała!
Posileni wracamy z uśmiechem od ucha do ucha... i warto trzymać aparat(czy obecnie telefon) w ręku, by nas nie ominęły takie cuda.
W 2015 roku mieliśmy na tej trasie fantastyczną pogodę, to i widoki łapały się same.

Zieleń niebo góry i szyszki...
Nie można zapomnieć też, iż w kwietniu w tej dolinie kwitną całe łąki krokusów. My załapaliśmy się na te cuda jeszcze w czasach przed straszliwym najazdem "krokusowych" turystów - czwartego maja 2007 roku. 
Trzy poniższe zdjęcia zrobił Paweł, wówczas jedenastoletni. 

W tym czasie kwitły też pełniki.
A to ja ze ścieżki od schroniska do kapliczki
I żeby nie było wątpliwości: zjeżdżałam na rowerze z dwóch trzecich tej trasy aż do parkingu busów. Nie możemy odżałować, że zlikwidowano tam wypożyczalnię rowerów - to była świetna sprawa. A że znajdowała się ona już na terenie parku narodowego, to zapewne poszło o pieniądze - wielka szkoda. 
I jeszcze nasza ukochana przez dziesiątki lat "żurkowania". Znajduje się niemal na samym początku asfaltu naprzeciwko pensjonatu i dużej restauracji. Poznaliśmy smak tamtejszego żurku jeszcze w poprzednim tysiącleciu😂i reklamowaliśmy go wszystkim, nawet gdy nie chcieli słuchać jako żurek świata! Inne dania też sobie upodobaliśmy ponad wszystko.
Żurek świata i inne fantastyczne dania u wlotu do Chochołowskiej.

Zaprzyjaźniliśmy się z tamtejszymi pracownicami, a z drwalami jednej zimy pogadaliśmy i pośmialiśmy się do łez. To było fantastyczne miejsce, taka mała bohema wytrwałych "górołazów". I kilka lat temu musieliśmy ją pożegnać - właściciele pensjonatu wynajęli ją i odtąd jest to niemal martwe miejsce - sprzedają tu pizzę, na którą nikt nie ma ochoty. Ot, kolejne żywe górskie przywiązanie "liną okrętową", odeszło, ale nie w zapomnienie.
A taka wysoka ostróżka rosła kiedyś w ogródku tego pensjonatu.
I w ostatnim zdaniu: i choć obecnie jeździmy w Tatry dwa razy w roku, tęsknota nawet za tymi schodzonymi przez nas aż do zdarcia butów😄 dolinami wcale nie doskwiera mniej.

                                                      * * *


A to Hania, moja najwierniejsza przyjaciółka z pracy - jeśli ktoś takiej przyjaźni w pracy nie zaznał, niech żałuje - na promocji "Snującej się mgły" 4 stycznia 2020 roku. Pozdrawiam Cię Haniu, zapraszam na moje kolejne promocje, a przede wszystkim - do spotkania w ukochanych dolinach💞

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zima w Tatrach

                    Kalejdoskop zmian. Zima w Tatrach 2024      Wytrwali obserwatorzy przyrody a także cykliczności plam słonecznych już da...