niedziela, 27 marca 2022

Tatrzańskie piękności

                                          Karb i Kościelec

        Na Przełęcz Karb dotarłam pierwszy raz w 1988 roku. Tkwiący w ostrym trójkącie przełęczy Czarny Staw Gąsienicowy zrobił na mnie wówczas piorunujące wrażenie. Dziesięć lat później zaprowadziłam w to miejsce starszego syna, mając w pamięci, iż z pierwszego spotkania z tym widokiem nie mam zdjęcia. I od tamtego czasu, co wdrapię się na Karb - zawsze od strony Zielonego Stawu - przywożę do domu pamiątkową fotkę. 

Wyprawę na Karb dobrze jest zacząć od Kuźnic i z samego rana. Jeśli wybierzemy na Halę
Gąsienicową na początku sierpnia przywita nas raj kwitnącej wierzbówki kiprzycy, 2017r.
Biały czubeczek Kasprowego ledwo widoczny spomiędzy wierzbówki
W zeszłym roku około 9.30.przywitała nas taka magia Hali Gąsienicowej.
        I tu należy się wszystkim humorystyczna opowiastka, która przytrafiła mojemu Mateuszowi w szkole, zaraz po powrocie z tych wakacji w 1998roku. Otóż, w ówczesnym podręczniku szkolnym jako przykład górskiego krajobrazu umieszczono dokładnie ów trójkącik Karbu ze Stawem Gąsienicowym. Mateusz powiedział więc, co to jest za miejsce, i że był tam w czasie wakacji. A co nauczycielka na to? To nieprawda - odrzekła mu - w górach wszędzie jest tak samo! Pozostawiam bez komentarza przygotowanie tej nauczycielki nie tylko do danej lekcji, ale do edukacji młodzieży w ogóle. Wyciągnęłam nasze zdjęcie zrobione latem z albumu(były to wtedy zdjęcia kliszowe)i Mateusz na następnej lekcji pokazał tej pani, jak bardzo się myliła.
Kościelec i Mały Kościelec, po prawej Świnica, 2021r.

W drodze do Zielonego Stawu towarzyszy nam taki, zarośnięty trawami, 2017r.
I taki strumień, który w 2001r po tygodniu ulewnych deszczy przemienił się w rwącą rzekę.
A w zeszłym roku przyoblekł się w szaty wiersza "Opowieści innego języka"
- znajdzie się w tomiku "Pejzaże liryczne".
Wszystkim chętnym do wdrapania się na Karb polecam najpiękniejsze podejście - przez Zielony Staw. Nie schodzimy do Murowańca, chyba że ktoś ma życzenie coś tam zjeść przed eskapadą górską, i wyruszamy prosto w górę, w kierunku opisanego już przeze mnie podejścia na Liliowe i Kasprowy. Podobnie, jeśli zamierzamy zdobyć Kościelec - pozorne oddalanie się od niego tym podejściem nie jest takie istotne. Szlak poprowadzi nas widokowo i łagodnie na Karb, podczas, gdy wspinaczka od strony Czarnego Stawu Gąsienicowego to wyjątkowa stromizna - w sytuacji, gdy można sobie ułatwić wejście, należy z tego skwapliwie skorzystać i tak zaplanować trasę, by tędy wyłącznie schodzić. 
Wioska tojadów😉 przy przejściu przez strumień.
Po rozejściu szlaków w kierunku na Przełęcz pod Świnicą i Karb, wędrujemy przez łąki,  mijamy tajemnicze stawy, przekraczamy po wielkich kamieniach strumień. 
Przejście przez strumień za nami-z widokiem na Kasprowy
Za kolejnym wielkim zakrętem wychodzimy na Zielony Staw - sam w sobie zasługuje on na jakieś piękne, pełne tajemnic, opowiadanie. W 2009 roku zauroczyłam się ogromnym kamieniem, który nad nim tkwi.
Nad Zielonym Stawem
Jak widać nie tylko mnie zauroczył ten kamień-
nasza wyprawa z Iwem 2021r.
Stąd szlak na Przełęcz pod Świnicą prowadzi prosto w górę, a my skręcamy w lewo. Wkrótce mijamy kolejny samotny kamienny ostaniec - ten dopiero wygląda jak dom magicznych stworzeń. Z tego miejsca zaczyna się wspinaczka po wzgórzu obrośniętym kosówką, a każdy obrót za siebie to czysta radość - tyle już osiągnęliśmy!
Zielony, błękitny, Staw - urokom nie ma końca, 2017r.
Ściana Karbu przed nami - i wielki kamień.
A za nami statyczny Kurtkowiec
A ten ostaniec wyznacza nam szlak.
I wkraczamy do kamiennego świata gór, zawalisko głazów nie budzi wątpliwości - żarty się skończyły.
Chociaż z drugiej strony😄-widok na północną stronę świata.
A dwa poniższe zdjęcia to strona południowa- górska bariera


Po naszej prawej ręce potężny masyw Świnicy niemal przytłacza, a na pewno zamyka nam świat. A my wchodzimy najpierw do maleńkiej kamiennej kotlinki, by potem zaczęła się dla nas ostatnia wspinaczka. Zanim zdążymy się zmęczyć, niewiele kroków dzieli nas od Przełęczy Karb. 
Za nami kraina stawów, 2017r
A przede mną Jarek wspina się na Karb.
I wreszcie przełęcz-widok z Karbu na Beskid, Kasprowy i stawy w dole.
Tu spotykamy wędrowców, którzy zdążyli już umordować się na trasie, bo wchodzili od Murowańca przez Czarny Staw Gąsienicowy. 
W 2017 roku byliśmy na Karbie tylko we dwójkę-w tle Mały Kościelec.
A ja z masywem Kościelca
Sama przełęcz jest bardzo wąska - to właściwie przełączka. A nad nią wznosi się potężna góra - Kościelec. 
I osławiony trójkąt- Czarny Staw Gąsienicowy w oku Przełęczy Karb, 2021r.
W swoich tatrzańskich wędrówkach dotarłam pod szczyt Kościelca dwukrotnie - za każdym razem brakowało mi piętnastu minut ostatniej pionowej ściany do szczytu. I nigdy nie żałowałam, że się nie wdrapałam. Ponad dwadzieścia lat temu były na Kościelcu łańcuchy - do dziś nie rozwiązałam zagadki, dlaczego je zdjęto. Nie jestem pewna, czy pokonałabym ostatnią ścianę tej góry bez nich. A młodzi radzą tu sobie świetnie. I bardzo dobrze. Kościelec jest bowiem samotny i tak stromy, że wdrapując się, cieszymy się, że wędrujemy niemal z nosem przy ścianie a plecami do przepaści. Natomiast przy schodzeniu, gdy cały świat jest w dole przed nami, a dzieli nas od niego tylko powietrze, mogą się niejednemu domatorowi, co to się wybrał tu nieopatrznie, zatrząść nogi. I to przez całą godzinę😅 Lepiej więc, jeśli zmierzyć się z Kościelcem ruszają młodzi ludzie.
Widok z Kościelca na Granaty po lewej i Kozie Wierchy, 2020r
A z drugiej strony na Świnicę, Pośrednią i Skrajną Turnię, Kasprowy, Czerwone Wierchy
i w tle odległe Rohacze. W dole po prawej Zielony Staw.
Pod masywem Świnicy ukrywa się niezidentyfikowany przeze mnie stawek ze skalnymi
wysepkami niczym z guziczkami.
W 2020roku Paweł zmierzył się z Kościelcem ponownie. Towarzyszyła mu Kasia i oboje zdali ten egzamin świetnie. Z kamery czołówki rzucam tu garść migawek-zdjęć. To tak jakbym prawie była z nimi na szczycie😃
Plejada Stawów Hali Gąsienicowej jak na dłoni

Im bliżej Karbu tym świat stawów Hali Gąsienicowej robi się bardziej swojski.
Widok na Czarny Staw Gąsienicowy po prawej zmienia się, gdy wspinamy się...
z twarzą przy ścianie😅
Zagadka pod tytułem: znajdź staw😨
A gdy już pokonaliśmy totalny dygot nóg przy schodzeniu z tego masywu i dotarliśmy z powrotem na Karb, wyruszamy na Mały Kościelec. Dla amatorów samego Karbu przejście przez to wzgórze - gdzie przepaści opadają w obie strony a ścieżka jest wąska na stopę - też może przyprawić o dygot łydek. Za to widoki na Staw Gąsienicowy w dole to najprawdziwsza bajka.
Iwo na Małym Kościelcu, 2021r

Magiczne serduszko
Czarny Staw Gąsienicowy z Małego Kościelca

W 2017 roku byłam zdobywczynią pasma Banikowu, zabawa we wspinaczkę na Kościelec
nie znęciła mnie😂

Niech nikogo nie zdziwi, iż przy okazji wpisu o tej górze wytrząsnęłam z rękawa wiersz
"Samotny Kościelec" - do tomiku trafi w przyszłym roku.
Mój ratunek na szlaku💖

Przy skałkach za Jarkiem po prawej stronie zaczyna się stromizna zejścia do Czarnego Stawu, 2017r.
Po drugiej stronie Małego Kościelca leży w dole znany nam świat.
Ostatni rzut oka na Kościelec, który coraz bardziej przypomina gotycki kościół, i schodzimy tą sakramencką stromizną do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Coś jest dziwnego dla mnie, gdy takie niemal pionowe zejście kieruje mnie do ogromnej tafli wody pode mną. Mam wtedy wrażenie, że ta woda ciągnie mnie za głowę w dół, zgina w pół...i niemal lecę na skrzydłach do niej😂A to oznacza, że muszę sobie oszczędzać przy takim zejściu spoglądania w inne miejsce, niż kamloty pod nogami.
A co w tym roku będziemy zdobywać, Iwo?
Może Granaty?
Niezbadane są uroki gór

Zanim dotrzemy nad Czarny Staw Gąsienicowy już słyszymy gwar jak na plaży. Jeśli jest tam zbyt dużo ludzi nie warto zatrzymywać się na zdjęcia - takich urokliwych miejscówek mieliśmy po drodze mnóstwo.
Zielona magia po trzykroć



A może i więcej😆
I pędzimy od razu w dół, do Murowańca. Tu na szlaku, niestety, pusto jest zapewne tylko w nocy i z samego rana o jakiejś piątej😂A zatem idziemy ostrożnie, wymijając się z tymi, co pną się do stawu. Zagęszczenie jest totalne, ale po pół godzinie skręcamy w prawo do jeszcze większego - przed Murowańcem o tej porze(od jakichś kilku lat)jest taki tłum, że do toalety kolejka może być i godzinna. Wędrując w zeszłym roku z Iwem, zawinęliśmy tu po południu tak zwanego rogala i z marszu ominęliśmy budynek. Wdrapaliśmy się na górkę Hali Gąsienicowej i znowu w tłumie dotarliśmy na Królową Rówień. Tutaj wąż rozciągnął się, coraz mniej chętnych zdążało do Murowańca.
A tu wspominkowe zdjęcia z 2009r
Uszata skała Kościelca
Hm, może by jednak nie skakać na główkę do Czarnego Stawu?
I jeszcze jedna opowiastka górska. Iwo, jako młody wysoki człowiek ma długie nogi i tym samym stawia długie kroki, mówi, że pójdzie swoim tempem i zaczeka na mnie na ławeczkach między Kopami. Jasna sprawa, choć ja od razu przeczułam, czym się to skończy, ale zawsze przecież człowiek może się pomylić. Iwo ruszył więc, a ja spokojnie powędrowałam w tym gorącu, niczym się nie przejmując. Do czasu, gdy, wytężając wzrok(a mam astygmatyzm i po górach chodzę bez okularów, co oznacza, iż wzrok słabnie) na ławeczkach nie dostrzegłam Iwa. Zbliżam się coraz bardziej, a Iwa coraz  bardziej tam nie ma. Uśmiałam się w duchu: danie szansy losowi na nic się nie zdało - oczywiście zgubiliśmy się. Na szczęście(!!!) są już telefony komórkowe, dzwonię więc i pytam, gdzie jest, bo minęłam już ławeczki. I słyszę jego przerażony głos: jak to, to ciocia już jest przy ławeczkach? A ja czekam na ciocię przy szlaku przed nimi! Pięknie, uśmiałam się. Iwo popędził i za chwilę zrównał się ze mną. I cóż się okazało: gdy się rozdzieliśmy, pomyślał, że jednak zaczeka na mnie i do ławeczek dotrzemy razem. Usiadł zatem krok wyżej od szlaku(wyżej się nie da, bo to rówień!)i rozglądał się za mną. A ja, jak wyżej pisałam, szłam niezbyt szybko, ciesząc się górskim powietrzem... i nie zobaczyliśmy się!!!Dokładnie taka historia przytrafiła mi się z Mateuszem po wyjściu z Eurodisneylandu, tyle, że on miał wtedy dziesięć lat a było tam może z milion ludzi😅I też się znaleźliśmy. 
Moje ukochane "dzbanki" Skupniów Upłazu, 2017r
I na zakończenie jeszcze jedna historyjka Iwa. Na łuku w kierunku Zielonego Stawu znalazł się pierwszy raz i o tym, że on tam jest, nie wiedział. Na jeden lub dwa zakręty przed stawem powiedziałam mu tylko, że mam dla niego niespodziankę. A później po zdobyciu Karbu powiedział mi, że nigdy nie chciałby wchodzić tu z drugiej strony: "Bo jak się tu stanie, to widać wszystko od razu, nie ma żadnej tajemnicy". A tak, krok za krokiem, odsłaniały się mu się światy wokół Zielonego Stawu. Magia gór - bezcenne.




Zima w Tatrach

                    Kalejdoskop zmian. Zima w Tatrach 2024      Wytrwali obserwatorzy przyrody a także cykliczności plam słonecznych już da...