czwartek, 16 grudnia 2021

Babia Góra

   Tegorocznym naszym zachwytem, podczas tatrzańskiego letniego pobytu, stała się królowa Beskidów  - Babia Góra. Zbyt ryzykowna, z uwagi na całonocne deszcze i burze była wyprawa na Siwy Wierch towarzyszący Rohaczom od północy, wybraliśmy się więc na z dawna odkładane zdobycie ogromnego Babiego górzyska.

Ten samotny rozległy masyw góruje zdawałoby się nad płaskim terenem i widoczny jest niemal z każdego zachodniego zakątka Podhala i Orawy. Jest to też najwyższy po Tatrach szczyt w Polsce - 1725 m npm(trzecia na podium łapie się Śnieżka). Piękną krainą docieramy do Zubrzycy Górnej a stamtąd na Przełęcz Krowiarki, gdzie z samego rana bez problemu znajdziemy miejsce na parkingu. U wejścia do Babiogórskiego Parku Narodowego rozchodzą się szlaki(oba w gęstym lesie): po prostym długą i nudną trasą ruszają jedni, w lewo ostro w górę wspinają się żądni nie tylko górskiej wspinaczki, lecz także ci, którym zależy na szybkim osiągnięciu wysokości. Nie powiem, szlak daje niezły wycisk, z rana prowadzi jednak w chłodzie, wbrew pozorom więc, nie ma tragedii. Po godzinie tego zrywu wychodzimy na Sokolicę. Przywitała nas w cieniu i niezłym wiatrem.

Ostatni czubeczek za mną w tle
to Babia Góra

               O dziewiątej rano na Sokolicy
                              było niemal pusto

Kilka zdjęć, rzut okiem za barierkę i ruszamy dalej. I cóż za radość, widać następny etap jak na dłoni, a szlak robi się typowo sudecki - łagodny i szeroki. Na luziku dobijamy do Kępy, gdzie nawet nie zatrzymujemy się i nie robimy zdjęć. 

Powyżej Kępy natrafiamy na taki piękny przerywnik - wierzbówka kiprzyca.
Łagodnym podejściem wychodzimy na pierwszy masyw zasłaniający cały świat w dole. Jesteśmy na jego szczycie, coś jak na Ornaku. Szlak długim pasmem w wysokiej kosówce prowadzi nas na widoczne w dali zielone wzgórze.

Ile tych wzgórz będzie przed nami?
A że kilka razy wchodziłam na Małołączniak, nie miałam żadnych złudzeń - tych pagórów przed nami będzie od metra.
W kosówce na szczycie świata
Im wyżej, tym robi się ciekawiej - masyw jest coraz bardziej rozległy. Po południowej stronie powinniśmy mieć widok na Rohacze, lecz świat jest tam zamglony i ledwo rozpoznać można Orawskie Morze. Idziemy wciąż w cieniu i zaczyna wiać coraz zimniejszy i bardziej porywisty wiatr, a ja nie wyszłam na tę trasę całkiem zdrowa. Ubieram się więc na cebulkę. Kolejnym łagodnym wypiętrzeniem docieramy do jedynego wysokogórskiego miejsca na szlaku - trzeba się powspinać po kamienisku.
Kamienne ukoronowanie szczytu sprawia wrażenie, że to koniec trasy😅

A tymczasem to jeszcze szmat drogi. Powyżej zaczynają się "Skalne stoły" Babiej Góry😄Tak nazwałam poniższe kamieniska, z których można ekstra zlecieć w dół - niemal identyczne jak Skalny Stół w Karkonoszach.
Takich "Skalnych stołów" Babiej Góry jest po drodze wiele.

Za kolejnym wzniesieniem widać już oddalony z kamiennego szlaku po prostym szczyt Babiej Góry. To ostatnie podejście przypomina mi wędrówkę wzdłuż dawnych Stawów Staszica w drodze na Wrota Chałubińskiego, choć tamta jest jednak bardziej karkołomna.
Babia Góra zdobyta, w tle Orawskie Morze.
I oto już szczyt Babiej Góry. Jak widać jest rozległy i dość "łysy", a wicher tak daje "czadu", że zbudowano dla turystów wiatrołom z kamieni. Szczęśliwcy co załapali się na miejsce, chowają się tu przed wiatrem, a wierzcie mi są to tłumy😅
Widok z Babiej Góry na północną stronę

Nasz plan na pierwsze zdobycie Babiej Góry zakładał wejście i zejście tym samym szlakiem przez Sokolicę. Jak widać na zdjęciach są tu jeszcze dwa podejścia(lub zejścia): przez Markowe Szczawiny i Perć Akademików, na której są łańcuchy. Już zacieramy ręce z uciechy, kolejne nasze podejście na tę beskidzko karkonoską trasę😆prowadzić będzie z adrenaliną łańcuchów, choćby niewielką zważywszy na iście nietatrzańskie wypiętrzenia. 
Widok z Kępy na Sokolicę w drodze powrotnej
I tak jak w Sudetach zakochaliśmy się w Babiej Górze na lata. Wbiegliśmy na nią i zbiegliśmy w pięć godzin raptem, a nasyciliśmy się górskim rajem na długi czas - na zapas jednak nasycić się nie da. Tak to jest z górami, "ciągną" ludzi do siebie jak łańcuch kotwiczny. Za pasem nasz wyjazd zimowy, choć nie zaryzykujemy Babiej Góry o tej porze roku, zbyt wiele krąży strasznych opowieści o wypadkach tutaj zimą. A latem wszystkich chętnych zabierzemy ze sobą. Pozdrawiam "górołazów" i do zobaczenia na szlakach Babiej Góry. 

2 komentarze:

  1. Ależ niesamowite są te niebieskości za Wami, czy to morze, czy niebo - nie wiem, ale cudowne. Uwielbiam ten kolor.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, iż w górach te niebieskości po stronie północnej zawsze przywodzą mi na myśl, że to już port w Gdyni widać:)Najlepiej jednak taki kontrast nieba wychodzi przy zimowym mroźnym słońcu.

    OdpowiedzUsuń

Zima w Tatrach

                    Kalejdoskop zmian. Zima w Tatrach 2024      Wytrwali obserwatorzy przyrody a także cykliczności plam słonecznych już da...