Tatry Wyzwanie 2025
Od jakiegoś czasu pojawiają się w internecie wpisy o pokoleniu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych: jacy jesteśmy silni, operatywni i kreatywni, nie do zdarcia. Tak, to prawda, pokolenia powojenne znały szkolny i domowy rygor, ale też najprawdopodobniej jesteśmy ostatnim chowanym w takiej wolności. Odrobione lekcje to hajda na dwór! I całymi godzinami biegaliśmy z tabunami dzieci, bawiąc się w chowanego; gry w klasy, gumę, skakanki były na porządku dziennym - matki nie mogły się nas dowołać do domu. Na moim osiedlu na rower i wrotki(jednocześnie!)wychodziły na ulicę dziesiątki dzieci, a jeszcze było to z górki-Działki Leśne w Gdyni położone są na wzgórzach morenowych. I nigdy nikomu nic się nie stało, choć o kaskach nałokietnikach czy innych takich nie było mowy. Nikt z nas nigdy w życiu nie założyłby czegoś takiego, bo to wstyd! Zimą te same dziesiątki dzieci zjeżdżały w lesie na sankach, a jeśli na siebie wpadały i się wywracały, to o to właśnie chodziło, to była największa zabawa i kupa śmiechu. A jak oberwałam na sankach spiętych w kulig gałęzią w nos, to ani myślałam zapłakać, choć bolało i jeszcze musiałam szczerzyć zęby w uśmiechu, że to nic takiego. Dzieci najlepiej w grupie uczą się zachowań społecznych. Żal, że to minęło bezpowrotnie, ale też świadomość udziału w tamtym fantastycznym świecie ludzi wolnych - od współczesnego straszenia młodego pokolenia na zasadzie: nie biegaj, bo się spocisz - to frajda nie z tej ziemi.
 |
Wolny człowiek, lat liczący sobie dużo, wędruje górskim szlakiem, wjechawszy uprzednio kolejką na Kasprowy😂Wygląda groźnie? Pozory...z widokiem na Giewont w pełnej krasieZa to na pewno było pięknie - Czerwone Wierchy, a po lewej chowają się Rohacze.
|
I cóż się okazuje w kontakcie z rzeczywistością 2025 roku? Wjechaliśmy na Kasprowy, jak przystało babci i dziadkowi, po czym ruszyliśmy na Suche Czuby, o godzinie ósmej trzydzieści, w takim tłumie młodych ludzi, że ledwo przedarłam się na szerszy szlak. Po prostym pobiegłam niemal, dopiero później okazało się, że te same Suche Czuby sprzed trzydziestu i dwudziestu lat, które wówczas łyknęłam jak młoda koza, to taka bieganina góra dół, góra dół, że zeźliłam się ponad wszelkie wyobrażenie - bo to ja wymyśliłam ten szlak i to już rok temu.
 |
W roku 2005 szliśmy tędy w takich chmurach i zimnie-w sierpniu było tu wtedy plus cztery stopnie, że nic nie widzieliśmy, ale pamiętałam z odległego zeszłego wieku😆nie było wtedy jeszcze Mateusza na świecie - że jest cudnie.Jarek patrzy na mnie...a ja na niego, poniżej |
Początkowo wąż ludzki rozciągnął się, i fajnie było pogadać z przygodnie spotkanymi wędrowcami. A gdy się zagęściło, bo i z naprzeciwka nadchodzili, to z lekkim zdumieniem obserwowałam, że to w zasadzie sami młodzi. Grzeczni, uśmiechnięci choć zmachani prawie tak jak ja😉i wszyscy szczęśliwi. Gdzież zatem te opowieści o młodym pokoleniu, a były przecież też dzieci, słabym leniwym i tchórzliwym, co to nosa zza komputera nie wysunie a oczu znad telefonu nie podniesie? Na mijankach trzeba było nieźle wcisnąć się w skały, by pozwolić innym przejść. I co chwila: cześć, cześć, cześć, bo kultura na szlaku zobowiązuje, nawet jeśli są to tylko Suche Czuby. I choć wszyscy spoceni, to uchachani jakby miliona w totka wygrali. A zatem gdzie to młode okropnie beznadziejne pokolenie? Na pewno nie na szlaku!
 |
Moja zajawka z Suchych Czubów - po nią tu przyszłam.Jeszcze chwila i Kopa KondrackaJarek czekał na mnie tylko piętnaście minut, więc nie było tak źle z Madzią Rohacką👌 |
A jeszcze pogaduszki, bo ktoś nastraszył kobietę, że przełęcz to jest hoho za tą górą - a to była Kopa za którą przełęcz, owszem, jest ale w drodze na Małołączniak. Ta do której zmierzaliśmy, widoczna na zdjęciach powyżej a nazywam ją Gwiazdą, była tuż tuż, tylko jeszcze trochę trzeba się powspinać. I to właśnie w tym miejscu dwóch młodych gości, widząc starszą panią ledwo lezącą, zaraz zaofiarowało się z pomocą - że mnie złapią za ręce i podciagną, bo naprawdę była tam stromizna. Bardzo grzecznie podziękowałam, twierdząc że to tylko astma mnie męczy, co też było prawdą. I to jest ta niewychowana młodzież? Życzliwa i pomocna?
 |
Ha, weszłam! Kopa Kondracka zdobyta od dołu ostatnio w 2016 roku z Małej Łąki.Nasza trasa od trzeciego w kolejności wzgórza z małym domeczkiem-to KasprowyI schodzimy, jeszcze nie wiedziałam, a pamięć wymiotła, jaka to stromizna - każdego kroku musiałam pilnować, żeby się nie poślizgnąć na dywanie z kamieni. |
Z Kopy Kondrackiej upał zegnał nas piorunem i nawet początkowo zaliczyliśmy kilka minut samotności na szlaku. Co oznaczało łapanie magii Tatr...a może to ona nas złapała?
 |
Sama z Małołączniakiem po prawejŁowy na magię Widać Kasprowy Wierch i dumną majestatyczną ŚwinicęOdnalazła nas królowa Tatr - to już zejście z przełęczy pod Giewontem na szlaku zwanym, nie na darmo, Piekłem. |
Stromizna zejścia z Kopy do przełęczy pod Giewontem może zniechęcić babcie i dziadków. Szkoda tylko było dzieci wyciągniętych z dołu, w sensie z Kuźnic, na ten szczyt, gdy już u samej góry padały ze zmęczenia a mama jeszcze im docinała. Akurat mijałam się z panami w moim wieku, jeden z nich odezwał się z żalem - kiedy powiedziałam, że to przecież tylko dzieci - a trzeba jeszcze zejść... Mam wrażenie, że te dzieci nie dadzą wyciągnąć się w góry nigdy więcej. Przed wszystkim w górach trzeba myśleć, zwłaszcza jeśli zabiera się na szlak dzieci albo osoby starsze czy schorowane.
 |
Hala Kondratowa też jest piękna, choć bezwodna |
Niedawno otwarte po remoncie schronisko na Hali Kondratowej nie podłamało mnie, wbrew obawom. Okazało się, że sprzedają tam kofolę, a zatem trafiłam do raju!
 |
A to już wyzwanie Justysi - MO początekPerli się w słońcu Morskie Oko - dziesięć lat temu i my mieliśmy taką pogodę, w drodze na Wrota Chałubińskiego.Szpiglasowa Przełęcz |
Wyzwań ciąg dalszy w przyjacielskim tygodniu tatrzańskim 2025 - Justysia z przyjaciółką Agnieszką wyruszyły na Szpiglas.
 |
Na Szpiglasie - zdjęcie niewyraźne, ale szczęście wypisane na twarzyWyzwanie Piątki
|
Czasem wystarczy kogoś zarazić, bakcyl Tatr może zadziałać niespodzianie. Nasza wyprawa sprzed czterech lat na Płaczliwy, gdzie ja padłam na przełęczy bo popsuło się moje urządzenie przeciwastmatyczne i poszłam jak dawniej nieleczona, obudziło w Justynie jakiś zew, któremu nie może się oprzeć. Przyjechała w tym roku nagle, nie uprzedzając nas aż do chwili, gdy za jej plecami pojawił się Giewont, kiedy do nas dzwoniła. Następnego dnia powędrowała z nami na Magurę, a kolejnego na Szpiglas, dwa później była już w domu. Ktoś powie: wyjazd na dwa trzy dni, to szkoda marnować czas na uciążliwą podróż w obie strony. I pewnie będzie miał rację, ale...każdy przyjazd w Tatry to ryzyko. Ryzyko, że będzie się wracać zawsze, podpierając się nosem, łokciami, wisząc nad przepaścią. Podpierając się laseczką, stare babcie wciąż będziemy wędrować...wystarczyło raz przyjechać...
 |
A to nasi kolejni "zarażeni" przyjaciele - Madzia, Dawid, Dianka i MaksZwykła wycieczka z Płazówki na Gubałówkę i zejście...a raj |
Z naszą zaprzyjaźnioną rodzinką tatrzańską w zeszłym roku nie spotkaliśmy się. W tym roku biesiadowaliśmy razem. Młode pokolenia dwa zdobyły Świnicę - to kolejne wyzwanie. A z nami zaznali jedynego, upału na Gubałówce - w drodze na Butorowy z Płazówki można było ochłonąć w lesie, po krótkim podejściu😆
 |
Stacja postój przed leśnym przedzieraniem sięA na Butorowym kwitnie kobierzec.A to pamiątka z "mojej" polanki przy zejściu z Gubałówki |
Na ostatni tydzień tatrzańskiej przygody zostaliśmy sami. I nie wiedzieliśmy, jaka nas czeka nagroda przy kolejnym wyzwaniu. O tym opowiem w Palecie Tatr za 2025 rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz