czwartek, 14 sierpnia 2025

Słowackie wędrówki

                             Koronka Rohaczy - Hladovka 2025

       Nie dopisała tego lata pogoda nad morzem, nie dopisała w Tatrach. Styczeń przyniósł na Wybrzeżu taką wiosnę, że od marca utrzymywała się zimnica aż do czerwca. A w nasze Rubinowe Gody 12 lipca od rana padał dokuczliwy deszcz, uczestniczki imprezy do pobliskiej restauracji podjechały samochodem, panowie jakoś sobie poradzili. Nie lepiej było, gdy nadszedł drugi sierpnia i przed świtem zapakowaliśmy się do samochodu - długie spodnie, bluza plus kocyk na dokładkę, to ja😅Jarek jest odporny na zimno od zawsze. I ku naszemu zdumieniu świat rozjaśnił się latem, gdy wjechaliśmy około w pół do dziewiątej na zakopiankę. 

W tym miejscu adrenalina, po pół rocznym czekaniu od zimowego wyjazdu,
podnosi się na maksa- w Rabce zjeżdżamy z zakopianki
i przez wioski pomykamy powolutku do Chochołowa.
Tatry przywalone białymi chmurami sugerowały, że oto wkraczamy
do krainy pięknej pogody. 
W trzymającym się starodawnych tradycji Chochołowie - podejrzewam że to jedna z nielicznych w Europie wiosek o urodzie sprzed wieków, gdzie wciąż żyją ludzie - skręcamy na Słowację. Słońce powitało nas w ukochanej Hladovce, by po południu skwasić miny podróżnikom z Gdańska.
Przygraniczny widok z Chochołowa na Tatry Polskie - w tym miejscu
byliśmy pierwszy raz.
Giewont wzięty z zaskoczenia
A wierzbówka kiprzyca dotrwała do sierpnia, choć w zeszłym roku
padła już miesiąc wcześniej.
Obiad "U Śliwy" w Chochołowie polecamy wszystkim odwiedzającym Zakopane i okolice, tym bardziej, że tuż obok można uchwycić takie widoczki jak wyżej. W restauracji w porze obiadowej trzeba czasem czekać na wolny stolik, a kilka kroków dalej - bezludzie. Pierwszy spacer po Hladovce- z francuskiego reconnaissance to rozpoznanie - przyniósł nam zagwostkę. 
Rano ciepło i słońce, o siedemnastej Babia Góra w zimnych chmurach
Widok na graniczną Suchą Horę i Tatry Polskie😱
...zajechane granatem chmur
Najbardziej niecodzienny widok spotkał nas jednak na samym początku spaceru - teoretycznie byliśmy tylko w Hladovce...
Niespodziewane spotkanie z "emusiami" - dobrze, że były za płotem😆
Taka niechętna ludziom pogoda potrzymała nas jeszcze dwa dni w niepewności, po czym we wtorek mogliśmy wyruszyć na spotkanie upału w Juraniowej Dolinie. A że tym razem przyjechaliśmy zdrowi, pognaliśmy na spotkanie corocznej przygody jak na skrzydłach.
Krótkie podejście asfaltem i wrota magii Juraniowej otwierają się, a osty dopisały
jak na zamówienie.
Dalszy bieg asfaltem w górę to frajda, na którą czekamy cały rok. Ostatni rzut pod górkę w ciemnym lesie i jak zawsze z początku po błocie, jeden zakręt i już byłam niemal na prostym, na Umarłej Przełęczy. 
A skoro się weszło, to trzeba zejść do uroków dolinki wciśniętej między skały. I już można posłuchać opowieści szemrzącego, a może mruczącego jak kot, potoku.
Przyjechaliśmy dość wcześnie, więc moje miejsce w Juraniowej pogrążone było w cieniu.
A kilka kroków za naszą miejscówą feeria słońca-
poniżej
Łańcuchowa niespodzianka w Juraniowej, na zdjęciu w miejscu gdzie przez zieleń ledwo widać ludzi, zawsze napawa mnie śmiechem. Łańcuchy i skały mokre, nawet w upały, a zejście po takiej mokrości to zabawa na zasadzie: nic stać się nie może bo to raptem kilka kroków, ale czy się nie pośliznę i nie polecę wprost na Jarka😂A kraina mostków w Juraniowej zaprasza...
Kiedy zaś pojechaliśmy na tradycyjną kawę i ciacho do Zuberca, przypomniało się nam, że rok temu wypatrzyliśmy wieżę widokową na jakiejś górce za miasteczkiem. I poszliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja za drogowskazem do niej. Wieża nazywa się Tonka, a napis wskazuje, iż to raptem czterysta metrów. Z marszu ruszyliśmy zatem na górkę, wędruje się bardzo przyjemnie w lesie, zakosami tworzącymi drogę krzyżową. Ledwo zaczęliśmy się wspinać, a już byliśmy na prostym. A tu zaskoczenie - obok wieży znajduje się coś jak schronisko o nazwie Koliba Josu. Po nerwowym zatem wejściu na metalową ażurową wieżę - gdzie na ostatnim piętrze kołysało tak, że wyrywało pokład spod nóg😄- zasłużyliśmy sobie na lemoniadę i kawę. 
Droga krzyżowa prowadzi na ten pagórek, Kycera, a w dole Zuberec.
Weszłam na szczyt tylko dlatego, że Jarek cofnął się po mnie, tak mi nogi
dygotały😅I kurczowo musiałam się trzymać barierek, bo wieża "chodziła"
z wiatrem wte i we wte😱A za mną nasza Osobita, forpoczta Rohaczy
...i Brestowa- od niej zaczyna się trasa na Salatin,
Spaloną i Pacholą, naszą "alpejską wyprawę"
z 2015 roku.
Fantastyczne zaś miejsce Koliba z placem zabaw to zaproszenie dla naszego Robercika, górołaza z zimy tego roku😍
Co za urokliwe miejsce...
Wieża kilka pięter ma i trzeba
zapłacić trzy euraki ze wejście.
I wreszcie nadszedł dzień wymarzonej od roku wyprawy- po raz kolejny na Magurę Witowską, tym razem z buta z Hladovki przez Suchą Horę, gdzie zaczyna się szlak. A dołączyła do nas znienacka siostra naszej Ewelinki, Justysia😍Wyruszyliśmy więc na spełnienie całorocznych marzeń o Magurze z buta w obie strony w towarzystwie kolejnej górołazki, którą zaraziliśmy Tatrami chyba pięć lat temu. I tak jest teraz, że Justa wędruje także szlakami sudeckimi po dziesięć razy w roku! I to jest piękne💝
Początek podróży z plejadą Rohaczy po prawej
Jak wędrować to tylko z Justysią
bezdrożami i łąkami...
Gdyby nie skrupulatne słowackie oznaczenie szlaku na pewno byśmy zabłądzili😂Dobrze że mieliśmy zasięg internetu, choć nie obyło się bez niespodzianek, bo inaczej wędrowalibyśmy do nocy😄W górę, po trawie jak widać, nie natrafiliśmy na ani jedno oznaczenie - owszem mogliśmy iść na przełaj, bo szczyt widzieliśmy od samego początku, niemniej chcieliśmy tam dotrzeć jak cywilizowani ludzie a nie pierwotni😆
Magura przywitała nas falującymi trawami - zdjęcie z ławki poniżej
Baza wypoczynkowa od strony polskiego podejścia
I widok na Rohacze
Po trzech godzinach wędrówki i nieustannego ustalania, którą drogą iść, zdobyliśmy Magurę Witowską po raz trzeci, a Justa pierwszy🌺 Magura jest szczytem wspólnym dla Słowacji i Polski, od strony Witowa jest to raptem półtorej godziny podejścia - szkoda zatem z domu wychodzić. Ma 1232 mnpm więc wysokość zdawałoby się żadna, lecz kółeczko z Hladovki i z powrotem to ponad dwadzieścia kilometrów i trzeba było dobrze namachać się, żeby wrócić do domu. 
Szczęśliwi zdobywcy Magury
A szczyty za nami wszystkie nasze, Justa jeszcze trochę musi pochodzić, 
by nas dogonić...
Magura z Giewontem, Czerwonymi Wierchami i Kominiarskim 
Na trawiastym szczycie cisza i spokój, dwoje turystów z Witowa zaraz zaczęło schodzić, byliśmy więc sami - cała Magura dla nas. Nie siedzieliśmy długo, po czym spełnieni widokowo rozpoczęliśmy schodzenie inną trasą.
Fajnie nas przyjęłaś, Maguro, następnym razem wybieramy się do ciebie z Orawic.
Ostatnie spojrzenie na Osobitą w wierzbówce
i naprzód marsz, ekipo!
Początek trasy powrotnej był nam znany.
A w lesie, przed widoczną u góry polanką, spotkaliśmy dwóch dowcipnisiów w wieku nieco starszym od Justy. Zapytali nas czy daleko jeszcze, Jarek odpowiedział, że Magura jest tuż tuż. Magura?! - pyta na to jeden, zdumiony i przerażony jednocześnie - a to nie jest Babia Góra?! Tak nas zasugerował, że początkowo uwierzyliśmy, iż pomylili i cel wyprawy, i kierunki startu - Babia Góra od Magury jest w odległości pewnie ponad 20 kilometrów. Mądrala, ale żart był przedni!
Z tej łąki zeszliśmy nową trasą, w prawo zamiast jak zwykle w lewo.
Po dwóch godzinach wędrówki wśród ciszy pól,
wciąż jeszcze uśmiechaliśmy się.
I to w tym miejscu spotkała mnie Koronka Rohaczy
"Koronka Rohaczy przecięła widnokrąg, 
czule straż pełniąc u kwitnącego nieba..."
Dalsza opowieść z "Palety pamięci" znajdzie się w tomiku górskich wierszy "Ścieżkami mgieł", jeśli wszystko dobrze pójdzie już w przyszłym roku oddam do druku moje tatrzańskie i sudeckie nostalgie.
Zanim umordowani wędrówką i upałem dotarliśmy do Hladovki, napotkaliśmy nową wieżę widokową na pagórku, na który wdrapaliśmy się już chyba ze trzy razy. I choć wydawało mi się, że następnego dnia po tych peregrynacjach magurowych nie ruszę ani ręką, ani nogą, zerwaliśmy się w południe😎, by pożegnać tegoroczną Koronkę Rohaczy.
Rohacka koronka w aureoli wierzbowincy kosmatej
I w aureolach łąk
Do zobaczenia ukochana Hladovko
do przyszłego roku🌸










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słowackie wędrówki

                                    Koronka Rohaczy - Hladovka 2025        Nie dopisała tego lata pogoda nad morzem, nie dopisała w Tatrach...