czwartek, 21 października 2021

Wielka Świstówka i Chata przy Zielonym Plesie

            Są takie miejsca w Tatrach, które urzekają od pierwszego wejrzenia nie tylko grozą swojego majestatu, lecz także nieskończonym pięknem, bajką stawów, wypiętrzonych nad nimi szczytów, barwami kwiatów i łąk. Do takich należy widziana z Wielkiej Świstówki Chata przy Zielonym Plesie na Słowacji. Do tego miejsca można dotrzeć też z drogi pomiędzy Tatrzańskim Matliarem a Kieżmarskim Żlebem, lecz porównania nie ma do zejścia z przełęczy pod Wielką Świstówką.                

Nocowaliśmy wówczas, w 2010 roku, pierwszy raz Aplendzie Tatry w Velkim Slavkovie, w takim uroczym domeczku. 

Nasz domek w Velkym Slavkovie, 2010r
Najważniejsza zaś była w tym "campusie" różnego rodzaju domków restauracja Salas(czyli Szałas). Tak fantastycznych potraw regionalnych jak tam nie jadłam nigdzie, a może po prostu uwielbiam haluszki(czyli kluseczki) ze śmietaną czy innymi dodatkami. Mają tam trzy takie propozycje pod nazwą: "gazdowski tanier". Słowackie zupy też są inne od naszych i bardzo dobre. Najlepsza jednak w Szałasie jest "ciapowana cofola" czyli kofola "z kija"z plasterkiem cytryny. W sumie, to po co człowiek tak się męczy trasami górskimi, skoro można w Szalasie od rana delektować się owymi specjałami?
Tego roku towarzyszyła nam kuzynka moich synów Natalia, zaś starszy z nich dołączył do nas dopiero w Zakopanem. Wyprawę na Wielką Świstówkę zrobiliśmy w składzie: dwie panie i dwóch panów.

Przed Szałasem









Stacyjka w Velkym Slavkovie



Na Wielką Świstówkę najlepiej wybrać się ze Skalniatego Plesa. Vlakiem dojeżdżamy zatem do Tatrzańskiej Łomnicy, wjeżdżamy kolejką kabinową(lanovką) do Plesa, a dalej ruszamy pieszo przez mostek nad potokiem i wspinamy się do Magistrali.

Skalniate Pleso o godzinie dziewiątej rano, 2010r
Po drodze Magistralą spotykamy taką oto "trąbę słonia"😉
Łagodną trasą po Magistrali docieramy po jakiejś godzinie do kamiennego wypiętrzenia, które również bezstresowo doprowadza nas do Wielkiej Świstówki. Po naszej lewej ręce wznosi się coraz bardziej mroczny i porażający ogromem masyw Kieżmarskiego Szczytu. A ze Świstówki "spoglądają" na nas zęby Pysznego Szczytu, Baranich Rogów, Czarnego Szczytu i na końcu Kołowego Szczytu. 
Natalia na Wielkiej Świstówce
I jej zdjęcie z widokiem na Kieżmark i pozostałe Pyszne i Baranie Rogi
Mnie natomiast zafascynowało coś, czego nigdzie ani wcześniej, ani później w Tatrach nie ujrzałam. I do dziś nie mam pojęcia, jak taka formacja skalna mogła powstać. Ze zdumienia również nie nadałam jej żadnej nazwy😂Cokolwiek to jednak jest, jest fantastyczne!
Skałka przy schodzeniu do Chaty przy Zielonym Plesie
Z tego miejsca, omijając to dziwo natury, schodzimy serpentynami do Doliny Zielonego Plesa. Nie warto tu zbiegać, choć ostro skręcający wciąż szlak niemal to wymusza. Takich zdjęć jak tutaj nie zrobimy nigdzie, czysta magia.
Tatrzańskie ściany wokół ukrytego w dole Zielonego Plesa
Mam kilka najpiękniejszych miejsc na Ziemi, to jedno z nich: Chata przy Zielonym Plesie
Natalia uchwyciła po drodze takie kwiaty
A ja ją😀Po drodze były też łańcuchy, bardziej chyba potrzebne przy wchodzeniu
Schodziłam tą niesamowitą ścianą chyba z godzinę. Zanim dotarłam do Zielonego Plesa, ukazało mi się nieduże, ciche i tajemnicze Czarne Pleso. A zaraz za nim kawałek i nasz cel: Chata przy Zielonym Plesie.
Wypoczęliśmy tu, zjedliśmy słuszny obiad, a otoczenie było tak cudowne, że można by tu zostać na zawsze.
Otoczenie Zielonego Plesa, widać szlak, którym będziemy schodzić.
Takich monumentów, jak te płaskie ściany niczym ucięte nożem, nie widziałam nigdzie w Tatrach(może za mało chodziłam😂).
Otoczenie Zielonego Plesa z drugiej strony
I już schodzimy z tego bajkowego świata, jakby tak podejść od dołu(trzy godziny w górę)to też musi być magia.

Do zobaczenia, już bym się pakowała i tu wracała.
Natalia i Paweł
Po półtorej godziny schodzenia skręciliśmy ostro w prawo na szlak prowadzący do stacji pośredniej lanovki ze Skalniatego Plesa, by zjechać do Tatrzańskiej Łomnicy. Pogoda się popsuła, zachmurzyło się, a gdy pędziliśmy Vyhliadką do stacji zaczęły walić pioruny! Na odkrytym terenie burza jest śmiertelnie niebezpieczna, ale w lesie (a dla nas już na końcu trasy)również. Błyskało się i trzaskało, aż miałam serce w gardle. Paweł z Natalią szli razem, daleko przede mną, i powiedzieli mi później, że walnęło kilka metrów od nich na szlaku. Nie mieliśmy jednak wyjścia, nie było się gdzie schronić, a gdy dotarliśmy do budynku stacji wyszło słonce i burza się skończyła. Ot, góry.


                        Tego roku Natalia zdobyła też Rysy
Chata pod Rysami(stara)z drogi na Przełęcz Waga
Natalia zdobyła świat, pozdrawiamy Cię
A tak wyglądała jeszcze w 2010r strefa łańcuchów i klamer w drodze do Chaty pod Rysami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zima w Tatrach

                       Szlakami legend tatrzańskich - zima 2025     Zimowe wyprawy sprzyjają snutym później przy kominku opowieściom. I to n...