czwartek, 21 października 2021

Furkotska, Priełom i Krywań

    2008 to rok Priełomu i Krywania - zaiste dwa przełomy w naszym życiu.


    Pierwszą trasę tego roku wymyśliliśmy sobie na łatwiznę. Wjechaliśmy ze stacji kolejki linowej w Strebskim Plesie do Chaty Pod Soliskom. Podobno z Soliska są piekne widoki, lecz tam nie dotarliśmy. Za Chatą szlak prowadzi do Furkotskiej Doliny. Pierwszy raz znaleźliśmy się w takim niekończącym się ogromie. Zejście i powrót do stacji vlaku Strebskie Pleso zajęło nam z trzy i pół godziny.
Zastygły smok przy zejściu do Furkotskiej Doliny?
A w centrum zdjęcia, w tle, nieustający Krywań
Zapewne kiedyś przejdziemy tę niezwykłą dolinę, zakręcającą wokół Soliska, całą.
Od strony potoku zagradzają ją potężne Liptowskie Turnie.

                        Na Priełom wybraliśmy się od Chaty Zbójnickiej. 
Widok z ławeczek w drodze do Chaty Zbójnickiej, 2008
A tak kończy się Dolina Zbójnickich Ples. 

Czyli ta, stąd jeszcze jest widoczna Chata Zbójnicka

Szlak na Priełom jest nieskończenie długi, z którejkolwiek strony byśmy się nie wybrali. Do Zbójnickiej wspinamy się trzy godziny, za schroniskiem zaczyna się część wypoczynkowa trasy - Dolina Zbójnickich Ples. Za nimi szlak podnosi się początkowo dość łagodnie, by "przyspieszyć" stromiznę w miarę zbliżania się do ostatniej pionowej ściany.
Ostatnia ściana pod Priełomem
Występy skalne są tu tak wysokie, że kilkakrotnie musiałam korzystać z pomocy starszego syna, by podciągnął mnie - na tej ścianie nie ma łańcuchów. Wspinaczka ta znalazła swoje odbicie w "Snującej się mgle", w pierwszej części.
I wreszcie Priełom
Z drugiej strony - już nie widać Chaty Zbójnickiej
Priełom to piąta godzina wspinaczki, zostawiamy za sobą Dolinę Zbójnickich Ples i zdumieni niespodzianką schodzimy po łańcuchach w kamiennym kominie bez echa. Są tam też klamry, gdyby komuś nie pasowały łańcuchy. Poniżej komina przywitał nas świat zupełnie mi nieznany. To Kocioł pod Polskim Grzebieniem a w nim Zmarzły Staw(u szczytu Świstowej i Litworowej Doliny - obie są częścią składową ogromnej Doliny Białej Wody). Dwa malutkie obłe szczyciki wyłaniające się zza masywu zamykającego tę dolinę to Rysy. Godzinę czasu zajęło mi schodzenie, po śniegu, i wspinaczka do kolejnego świata gór. Tak dotarłam na Polski Grzebień.
Widok z trasy z Priełomu na Polski Grzebień. Mały "ząb" na wprost to Świnica.
Poniżej szlak na Polski Grzebień z masywem Gerlacha w tle.

Schodzę z Priełomu, w żółtej kurtce.
Jak widać ilość osób schodzących i wchodzących na Priełom nie powala😅
Priełom z Polskiego Grzebienia to ten maleńki ostry trójkącik przełęczy.
Szok górskich przeżyć, znikoma ilość tlenu, zmęczenie a tu przed nami(szłam wówczas ze starszym synem)pojawiła się pionowa skała a na niej wiszące łańcuchy. Zbyt było to wysoko, by skoczyć, lecz wystarczyło, bym podała synowi kamerę, żeby mi nie dyndała na tych łańcuchach. I stoję przerażona, że się stamtąd nie ruszę. Dobrze, że obok syna stał jakiś turysta, który widząc moją panikę, wymusił na mnie złapanie za łańcuch i skok w pustą przestrzeń - po prostu poleciał łańcuch, a ja na nim niczym ptaszencja pofrunęłam - co za horror😂. Trwało to może sekundę, gdy złapałam nogami drugą skałę i już mogłam zejść na wąską półkę, gdzie stał syn z tym turystą. I bez obaw: określenie "wymusił" oznaczało, że powiedział do mnie: "Musi pani złapać łańcuch, ręce to wytrzymają". Tak właśnie należy wspomagać wszystkich na trasie - nie można zostawić spanikowanego człowieka. Kimkolwiek był ten pan, dzięki wielkie za ratunek. A mój młodszy syn, wówczas dwunastoletni, śmignął po tej skale jak jaskółka. 
Schodzimy ze ściany grozy do Długiego Plesa
Kwietnica
Poniżej Długiego Plesa rozciąga się raj łąk - Kwietnica. Nie mogłam uwierzyć w ten cud. Odnalazł się kilka lat później w moich "Kroplach" w opowiadaniu pt. "Błękitny ptak" - co oznaczało, że urzekło mnie to miejsce.  
Śląski Dom nad Vielickim Plesem
A końca cudom nie było: u szczytu Kwietnicy rozciągał się widok na Śląski Dom nad Vielickim Plesem. Dotarliśmy tam około godziny szesnastej trzydzieści i w Ślaskim Domu nie wydawano już obiadów! Z tego miejsca można zejść do cywilizacji albo szlakiem, albo dłuższą asfaltową drogą. Starszy syn ruszył wówczas z ojcem, a ja poszłam z młodszym asfaltem, licząc na to, że mniej się umęczymy. Ot, błąd. Schodziliśmy chyba ze trzy godziny. Po dwóch mąż dzwoni do mnie i pyta, czy widzimy już domy. A ja na to: "Domy? Ja tylko niebo widzę nad drzewami". Kiedy wreszcie dotarliśmy do stacji vlaka było już po dwudziestej. Padłam na ławkę i patrzę, a tam na kolejnym wąskim i niewysokim peronie stoi, wypisz wymaluj, czerwona ławka bez oparcia. Kiedy człowiek jest w takim stanie jak ja wówczas, po tych chyba dwunastu godzinach górskiej trasy, to uruchamia mu się tak zwana "głupawka XXL". Śmieje się bez powodu i gada takie głupoty, że ha. Mnie w tym miejscu naszło błyskawicznie: "Patrzcie, czerwona ławka. To jedyna czerwona ławka do jakiej mogę dotrzeć w życiu". Chodziło oczywiście o przejście z Doliny Zbójnickich Ples do Kotliny Spisskich Ples - przez właśnie Czerwoną Ławkę. Z tych też przyczyn nie jestem w stanie opisać zdobycia tej przełęczy uchodzącej, zapewne słusznie, za najtrudniejszą do zdobycia w Tatrach. A z trasy wróciliśmy na kwaterę w Velkym Slavkovie po ciemku! Łącznie z powrotem vlakiem zajęło to nam trzynaście godzin, ekstraordynaryjne przeżycie.

        Dodatkowy opis: Priełom to polsku Rohatka, przełęcz o wysokości 2288 m npm usadowiona pomiędzy Dziką Turnią( Divą veżą) i Małą Wysoką(Vyhodną Vysoką). 


                                         Krywań grozy

        Młody człowiek regeneruje się błyskawicznie. Po szaleństwach Priełomu, przezornie nie opisałam obłędu schodzenia po łańcuchach w kominie po zejściu z tej przełęczy, po kilku dniach wybraliśmy się jeszcze na Krywań. Z najgorszego miejsca, którego absolutnie nie polecam, z Trzech Studniczek. Szlak stamtąd prowadzi ostro w górę aż do samego końca bez jakichkolwiek serpentyn wypłaszczeń, jest długi, nudny aż do bólu, i znojny. 

Po kilku godzinach wspinania się najnudniejszym szlakiem
świata z Trzech Studniczek ogrom Krywania ukazuje się, dając
jednoznacznie do zrozumienia, iż dopiero teraz zaczyna się wspinaczka.
Poddałam się na Priehybie pod Krywaniem(tak nazwałam to dość płaskie miejsce, skąd do właściwej Priehyby jest jeszcze solidny kawałek) i zostałam tu z młodszym synem. Starszy ruszył z ojcem ku samotnemu szczytowi, jednemu z najbardziej charakterystycznych i widocznych z każdego niemal miejsca w Tatrach. A my na Priehybie przez pół godziny zaszaleliśmy ze zdjęciami, byliśmy tam bowiem sami! Cała Priehyba dla nas!
Na Priehybie pod Krywaniem, 2008r
Artystyczne zdjęcie mojego młodszego syna, Pawła
Zeszliśmy z tego miejsca w asyście polatujących nad nami kruków, a potem wędrujących tuż przed naszym nosem po kamieniach. Pogoda od rana była fatalna, parno i duszno, i w końcu daleko nad nami w górze zaczęły walić pioruny. A dla nas, im niżej schodziliśmy, tym robiło się cieplej i w końcu wyszło słońce. Zwolniliśmy i dzięki temu zauważyliśmy drogowskaz na Partizancki bunkier. Warto zatem dotrzeć tu z Trzech Studniczek, by w tym miejscu chwały partyzantów słowackich podumać chwilę nad przeszłością. Nie zawsze niosła ona tylko miłość do gór, niosła też wojnę i śmierć.
Partizancki bunkier w drodze na Krywań od strony Trzech
Studniczek
Mąż ze starszym synem dotarli na szczyt Krywania. Z ich opowieści, a także innych wspinaczy na ten niesamowity szczyt wiem, iż ostatnie metry to metry grozy. Ludzie nawet młodzi klną głośno lub ciszej, bo to jest nie do zniesienia - ten ostatni przed krzyżem słowackim na Krywaniu grzbiet.
Ostatnie metry pod szczytem Krywania
Jeśli kiedykolwiek zaryzykuję podejście na Krywań to tylko od strony Strebskiego Plesa - trasa jest dłuższa, ale może mniej okropna, niż z tych Trzech Studniczek.
            I taki dodam w tym miejscu fragment wiersza Kazimierza Przerwy Tetmajera z "Na Skalnym Podhalu", z opowiadania o Jaśku z Ustupu:
               "Hej, Krywaniu, Krywaniu 
                wysoki!
                Płyną, lecą nad tobą 
                obłoki -
                Tak się toczy moja myśl, 
                jak one,
               hej, te myśli, te myśli stracone..."
Nie jednego Tetmajera urzekł Krywań...

I na ostatek roku 2008 dodaję jeszcze kilka zdjęć Tatr widzianych z vlaka zmierzającego z Popradu do Starego Smokowca.
Gerlach z ośnieżoną jamą w środku po lewej, ogrom Sławkowskiego pośrodku
Pośrednia Grań i Łomnica po prawej z okien vlaka

Pośrednia Grań, Łomnica Kieżmark a na samym końcu po prawej Wielka Świstówka
I jeszcze taki uroczek ze stacji vlaka w Velkim Slavkovie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne lata w Tatrach

                                               Tatry Wyzwanie 2025               Od jakiegoś czasu pojawiają się w internecie wpisy o pokol...