czwartek, 21 października 2021

Wędrówki górskie dla początkujących

        Wszyscy kiedyś zaczęliśmy chodzić, czytać i pisać, myśleć, uczyć się. Każdą rzecz robi się kiedyś po raz pierwszy. I to jest piękna chwila, radość z poznania nieznanego niesie ogromny zastrzyk adrenaliny. Człowiek zachłystuje się niemal cudami, które ogląda po raz pierwszy. Dobrze mieć przy tej okazji kogoś, kto poprowadzi nas za rękę, opowie wszystko, czym należy kierować się, podążając nową ścieżką w życiu. Mnie i mojego męża poprowadził w Tatry jego kuzyn, ksiądz jezuita, Adam.  

    Jeśli pozwolicie, w miarę mojej wiedzy i doświadczenia, opowiem wszystkim, którzy kierują pierwsze myśli i kroki ku Tatrom, co czeka na entuzjastów górskich wędrówek.

                                          Zdrowie

    Od tego należy zacząć górskie planowanie. Odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, czy zdrowie dopisuje nie tylko mnie, ale też każdemu kogo zamierzam zabrać ze sobą. Z pewnością osoby z chorobami serca i nadciśnieniem powinny skonsultować się z lekarzem w tej kwestii. Z własnego doświadczenia mogę tylko powiedzieć, iż astmatycy poradzą sobie, nawet jeśli nie są leczeni. Ponad dwadzieścia lat chodziłam po Tatrach z niezdiagnozowaną astmą, którą miałam od urodzenia i nie padłam. Prawdą jest, że zawsze szłam ostatnia i męczyłam się bardziej, niż inni, ale to akurat zostało mi do dzisiaj, choć od dziewięciu lat systematycznie przyjmuję zapisane mi leki. Osoby z nadwagą też niech nie obawiają się za bardzo górskich wycieczek. Każdego roku obserwuję, jak bardzo dzielnie panie puszyste, bo z reguły są to panie, wspinają się. Zapewne przychodzi im to z trudem, ale jakaż frajda ze zdobycia choćby najmniejszego szczytu, z pokonania własnych słabości. Warto, zawsze warto. Niemniej jednak każdej osobie niepewnej, co do swego stanu zdrowia czy najbliższych, doradzam wizytę u lekarza. Zapytać nigdy nie zawadzi, żeby potem spokojnie wyjechać w góry i rozpocząć wędrówki.

                                          Dzieci na szlaku

    Zabierając na górskie wędrówki dzieci pamiętać należy o podstawowych zasadach. Dziecko dwuletnie przejdzie po prostym dwa kilometry, trzyletnie trzy kilometry i tak dalej. Zasada ta nie odnosi się do gór, bowiem tutaj odległości liczy się w czasie, a nie w kilometrach. Dolinę Kościeliską w górę można przejść w dwie godziny normalnym tempem, lecz nie jest to asfalt tylko kamienie. Każda górska wycieczka, nawet najkrótsza, to trasa wzwyż. A to oznacza zupełnie inny wysiłek, niż droga po prostym. Sami musimy zatem ustalić, na ile nasze dziecko nauczone jest chodzenia i jaką ma wytrzymałość psychiczną związaną z wysiłkiem.  

    Zasada druga. Im młodsze są nasze pociechy tym mniej zainteresowane są wędrówką: dla maluchów, dwu i trzylatków można zakupić specjalny noszak, w którym na plecach taty czy mamy dotrze wszędzie. Czterolatka nie powinno zabierać się, na przykład, na Kasprowy Wierch, bo choć to lekka i przyjemna trasa, to jednak trzeba się wspinać. I może się to zakończyć straszliwym krzykiem takiego dziecka. Mam na myśli chłopca, którego rodzice zabrali w sandałkach trekkingowych - już samo to wskazywało, że nie są przygotowani do górskich wędrówek. Może ten chłopiec uderzył stopą o kamień, a może zwyczajnie nie miał siły iść pod górę, w każdym razie jego krzyk niósł się tak, że aż się przykro robiło. Spotkaliśmy go później już pod samym Kasprowym uśmiechniętego, ojciec pewnie wniósł go na plecach - trzeba było od tego zacząć i oszczędzić dziecku stresu. Pięciolatek wejdzie sam na Iwaniacką Przełęcz i sam zejdzie, ale powrót doliną do parkingu może sprawić, że osłabnie. Ośmioletnie dzieci mogą już podołać dłuższym trasom, ale tylko wtedy jeśli są nauczone chodzenia, niekoniecznie po górach. Nienauczone też sobie poradzą przy odpowiednim "dopingu". Bardzo wskazane są dla wszystkich dzieci poniżej dziesiątego roku życia nagrody, nie tylko w postaci porcji lodów, ale na przykład zrobionego przez rodziców dyplomu za zdobycie... czegokolwiek, co dziecko w górach zdobyło.

    Zasada trzecia. Zachęta. Powyżej dziesiątego roku życia dzieci poruszają się po górach sprawniej, ich odporność na wysiłek, trud wdrapywania się rośnie znacznie. Młodsze dzieci potrzebują zachęty. Doskonale działa przykład starszego rodzeństwa czy innych dzieci, która z nami idą. A co zrobić, gdy nic nie działa? I dziecko odmówi nam dalszej wędrówki? Na pewno nie należy go "łamać" i zmuszać.  Cel można osiągnąć "podstępem". Dwa przykłady, które przytoczę dotyczą też savior vivre na szlaku dla wszystkich turystów. 1. Latem, gdy schodziliśmy już z gór do lasu, a upał był niemożebny, usłyszeliśmy wręcz histeryczny krzyk kilkuletniej dziewczynki, że ona chce iść wyżej na polanę i chce iść, i chce iść... i tak bez końca. Rodzice tłumaczyli, że nie mają czapek(w sensie: z daszkiem)a upał jest straszny i muszą zawrócić. Dziewczynka dalej w krzyk, w czym jeszcze brat jej pomagał. Chciałam przejść obok, udając, że nie słyszę. Obawiałam się, że dziecko w histerii na jakiekolwiek moje słowo jeszcze bardziej się rozkrzyczy, a ponadto uważałam, że jeśli rodzice zabrali dzieci na wycieczkę to powinni pozwolić im dotrzeć, chociaż na tę polanę. Faktem jest, że dzieci czapek nie miały. I tu zaskoczył mnie mój mąż. Wziął stronę rodziców i odezwał się do tej krzyczącej dziewczynki: a widzisz, jaki ja mam kapelusz? A ty nic nie masz na głowie. Mała jeszcze próbowała protestować, więc dodał: a moja żona też ma czapkę na głowie, widzisz? I zobacz, jakie ja mam buty, a jakie ty masz. (O buty też chodziło rodzicom, tłumaczyli wcześniej, że nie mają odpowiedniego obuwia). I ku memu zdumieniu dziewczynka nie tylko się uspokoiła, ale jeszcze z moim mężem dyskutowała w drodze powrotnej, cała radosna, jak to należy w góry chodzić odpowiednio ubranym. A rodzicom kamień spadł z serca, że dzieci tak grzecznie wracały i jeszcze śmiały się po drodze. 2. Zimą na podejściu jeszcze w lesie: śnieg, pochmurno co jeszcze bardziej może popsuć humor. Idą rodzice z dziewięcioletnim, na oko, chłopcem, który burczy dość głośno, że nie chce iść. Zatrzymałam się więc na chwilę i mówię do niego: widzisz, ty się wspinasz, a twoi koledzy siedzą w domu i w gierki grają, a ty, jaki jesteś dzielny. Chłopiec odpowiedział wcale nieuspokojony, że to już jest jego druga góra. A ja mu na to: to zdobędziesz dwie góry, a twoi koledzy nic nie robią, wrócisz do szkoły i będzie mógł się wszystkim pochwalić. I poszłam dalej. Za pół godziny mija mnie ten chłopiec i słyszę, jak woła: mamo, chodź szybciej, chodź szybciej! Uśmiechnęłam się pod nosem: zachęta jest najcenniejszym lekiem na wszelkie trudy wspinaczki.                     

                            Zasady postępowania w górach 

                                     1. Bezwzględnie nie:

    Mam nadzieję, że wszyscy turyści wiedzą doskonale, iż w parkach narodowych nie wolno śmiecić. Wszystkie papierki, butelki po napojach i inne rzeczy zabieramy ze sobą i wyrzucamy tam, gdzie jest ich miejsce czyli do śmietnika. Co roku wolontariusze zbierają śmieci po nieodpowiedzialnych turystach w Tatrach i idzie to w tony! Tatry Polskie nie są rozległe a około czerech milionów ludzi odwiedza je rokrocznie, jeśli nie zadbamy o ich czystość, zostaną zasypane zwałami śmieci jak wysypisko. Byłoby szkoda.

    Po górach się nie biega! Ten akapit nie dotyczy sportowców, biegających po górach w ramach treningu😉Zwykły turysta powinien wiedzieć, iż jest to niebezpieczne dla jego zdrowia, ale przede wszystkim dla innych. Można kogoś potrącić, co w wyższych partiach gór grozi poważnym wypadkiem. Dla niepoprawnych amatorów biegania po górach mam takie ostrzeżenie: w Dolinie Hińczowych Ples na Słowacji na jednym z kamieni znajduje się tablica, poświęcona dwudziestoczteroletniemu mężczyźnie, który zmarł po dotarciu do tej doliny. Odpowiedź na pytanie jak mogło do tego dojść, nie jest trudna: tak gnał, że serce nie wytrzymało(dodatkowa wskazówka: określenie "dolina" na Słowacji może być mylące; Dolina Hińczowa znajduje się na wysokości prawie dwóch tysięcy metrów npm., czas dotarcia to ponad trzy godziny). A dość powszechną, innego rodzaju konsekwencją biegania po górach jest to, że robi się to tylko raz. Z reguły ci, co po górach biegają, więcej tam nie przyjeżdżają. W sumie to nie jest dziwne: jeśli ktoś chce biegać, niech to robi na stadionie. 

    Grupa zawsze dostosowuje się do najsłabszego. Jeśli wychodzimy w góry w grupie, pamiętajmy o najsłabszych: dzieciach, osobach starszych lub mających kłopoty ze zdrowiem. Nie wolno takich osób zostawić samych na szlaku, bo może im się coś stać. Nie puszczamy dzieci przed sobą zbyt daleko, starszych nie zostawiamy za daleko za sobą. Zawsze powinny być w zasięgu wzroku, a dobrze, by i głosu. Zrozumiałe jest, że silniejsi w grupie nie są w stanie iść tak wolno jak najsłabsi, bo męczą się w ten sposób. To proszę sobie wyobrazić, jak męczą się ci słabi, by dogonić silnych😢Prostym rozwiązanym jest, by silni gonili we własnej grupie, a słabi w swojej. Jeśli jednak chcemy iść razem na wycieczkę, zasada również jest prosta: silni od czasu do czasu czekają na słabych, nie ma wyjścia. A gdy już sięgamy po zdobywanie szczytów po łańcuchach(czyli góry dla zaawansowanych)silni asekurują słabszych niemal noga przy nodze. Dotyczy to wszystkich pionowych ścian, także bez asekuracji, czasem trzeba podać rękę, by kogoś podciągnąć lub pomóc zejść. Na naszych wędrówkach, ponad trzy dziesiątki lat, obserwuję wspaniałe zachowania górołazów - zawsze sobie pomagają, nawet obcy ludzie wyciągną pomoc dłoń do innego wspinacza. I to jest właśnie piękne w zdobywaniu gór - wszyscy na eksponowanym szlaku jesteśmy rodziną. 

    Pogoda. Rokrocznie giną ludzie na Orlej Perci z powodu złej pogody. Wydaje się zatem, iż ostrzeżenia TOPRowców idą w próżnię. Jeśli uda mi się jednak choć jedną osobę powstrzymać  przed wyjściem w wysokie góry, gdy leje od rana  (albo co gorsza od kilku dni)to i tak odniosę sukces. Mieliśmy około dwudziestu lat temu taki tydzień w Tatrach, że lało dzień w dzień i w nocy. Co robić w taką pogodę? Zimno jak czort, zgnilizna od deszczu taka, że płakać się chce, nawet na Krupówki nie wychodziliśmy, bo szkoda było butów. Nic innego nie pozostaje w taką pogodę jak tylko grać w karty, państwa i miasta😂albo próbować utopić problem w procentach, ale na pewno nie wolno wtedy wychodzić na Orlą Perć. I tak we wtorek około czternastej komunikat w radio: młody mężczyzna spadł z Kozich Wierchów i zginął. Odjęło nam mowę: kto w taką pogodę idzie dalej, niż do sklepu za rogiem? Dwa dni później ten sam komunikat: młody mężczyzna spadł z Kozich Wierchów i zginął. Pytam męża: po co oni w kółko mówią o nim mówią, ile można? A mąż na to: bo to następny. Czyli groch o ścianę. Przykład kolejny: na Rohackim Koniu zginęła dotychczas tylko jedna osoba, kobieta w wieku sześćdziesięciu lat. Poprzedniego dnia lało, skały były śliskie a Rohacki Koń nie jest całkiem bezpieczny nawet, gdy jest sucho. Poślizgnęła się i spadła. A spaść tam można tylko w śmierć.

Zachęta dla początkujących - Rohacki Koń.
Takie cuda na was czekają, trzeba tylko zachować rozsądek.
Tak zdobywałam Rohackiego Konia w 2016r

          A na Kozich Wierchach nie byłam. Zginęło tam już ponad sto osób, co skutecznie mnie zniechęca. Wychodzę z założenia, że lepiej iść na łatwiejszy szlak i znowu za rok przyjechać w Tatry. 

         I jeszcze odnośnie burzy w Tatrach. Przeżyłam je tam łącznie trzy. Ostatnia, w drodze do Batyżowieckiego Plesa na Słowacji, była najstraszniejsza. Pioruny jak splecione węże "szły" z dołu do góry, w sensie z widzianej przez nas z góry doliny w stronę owego plesa. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego i nigdy tak się nie bałam, a byliśmy na odkrytym terenie. Prognoza pogody tego dnia wskazywała na ewentualne burze około czternastej, więc wyszliśmy na szlak z samego rana, żeby zdążyć zejść przed nią. Burza zaskoczyła nas dwie i pół godziny wcześniej. Od tej pory żadnym prognozom pogody nie wierzę, jeśli chodzi o godziny. Jeżeli danego dnia ma być burza, to idziemy na krótki spacer po dolinkach lub wzgórzach, by w każdej chwili móc zejść lub skryć się pod dachem. Co może stać się zaś z tymi, którzy nie słuchają ostrzeżeń pracowników Parku lub ludzi znających Tatry nieco lepiej od początkujących, to odsyłam do stron w Internecie co do ofiar burzy z piorunami na Giewoncie w 2019r.  


 
                                        2. Bezwzględnie tak: 

    Sprawdzić prognozę pogody - to elementarz wychodzenia na szlak! Dzień wcześniej przygotowujemy też trasę zgodnie z mapą, by wyliczyć ile godzin nam to zajmie, a zatem ile będziemy potrzebowali jedzenia i picia. Zabieramy jego odpowiednią ilość! Lepiej wziąć więcej, by w razie czego podzielić się z tymi, którym na szlaku zabrakło. 

    Odzież: zabieramy ciepłe bluzy, kurtki przeciwdeszczowe. Może być za dziesięć złotych płaszcz z kiosku jako ostatnia deska ratunku nie tylko wtedy gdy pada deszcz, ale też żeby ochronić się przed zimnem (gdy nas zbyt gwałtownie dopadnie na dużych wysokościach). Człowiek rozgrzewa się marszem a celofan nie wypuszcza tego ciepła, tylko trzyma przy ciele - sprawdzone dwukrotnie i działa! Czapka z daszkiem, punkt kolejny. Chroni przed upałem, ale i przed deszczem - w takim sensie, że daszek sprawia, iż deszcz nie zalewa nam twarzy, gdy i tak musimy zakryć głowę kapturem. 

    Buty i skarpety. O odpowiednich butach w góry napisano zapewne już tomy. Praktyczne zasady są dwie: na krótkie lekkie trasy można wyjść w zwykłych butach sportowych. Na dalekie i długie bezpieczeństwo nogom zapewniają buty poza kostkę z porządnym traktorem(w języku górołazów traktor oznacza podbicie buta). Jest to bardzo ważne zwłaszcza przy schodzeniu, kiedy jesteśmy już zmęczeni i nogi nam się plączą. Źle postawiona na kamieniu stopa obuta w zwykły but sportowy sprawi, że się zachwiejemy a noga wywichnie się nam w kostce(moja przyjaciółka w ten sposób uszkodziła sobie nogę i następnego roku chodziła już w traperach, co niewiele pomogło, ta noga nadal jej szwankowała). A co się stanie, kiedy kamień na którym stawiamy nogę, zachwieje się znienacka pod naszym ciężarem? Noga w traperze nawet jeśli wpadnie pomiędzy kamienie zostanie uratowana, bo jest dobrze chroniona, noga w zwykłym bucie tam ugrzęźnie. I jeszcze taki obrazek: lat temu ponad dwadzieścia szłam ze starszym synem, po strasznych tygodniowych zlewach, z Przełęczy pod Świnicą na Karb. W dole trzeba było pokonać płynący strumień. W normalnych warunkach przekracza się go pod dużych kamieniach. A wtedy płynęła po nich rzeka. Pamiętajmy zawsze, iż strumienie w górach, zwłaszcza te wezbrane po deszczach, są lodowate! Zawahaliśmy się, lecz w końcu ruszyliśmy w tę wodę, po kamieniach, które było widać przez nią. Poczułam arktyczny niemal chłód przez trapery, lecz na szczęście woda sięgała tylko do wysokości cholewy, ani kropla nie wlała się nam do środka. Przeszliśmy tę niespodziewaną rzekę suchą nogą właśnie dlatego, że byliśmy w traperach. Z dalszej trasy oglądaliśmy się za siebie, by zobaczyć jak inni sobie radzą. A inni szli w zwykłych adidaskach! Aż mnie zatelepało z zimna. 

Skarpety powinny być zawsze bawełniane, elastyczne sprawią, że stopa się zaparzy i pęcherze gotowe. Na dalekie trasy lepiej wziąć grubsze i dłuższe skarpety, a jeszcze lepiej mieć w plecaku drugie na zmianę. 

    Nie zapomnijmy o plastrach turystycznych i mapie! Prawdziwy turysta się bez nich nie rusza, jak również pamięta o balsamie przeciwsłonecznym

   I najważniejsze, to zabrać ze sobą dobry humor! To najlepszy lek na wszelkie zło😍

                                    3. Tatrzański savior vivre

  Nie śmiecimy, nie krzyczymy to podstawa. Raz miałam wątpliwą przyjemność słuchania dyskotekowych piosenek z magnetofonu czy radia, które turystka niosła w torbie - przyznam, że to skandal. Hałas przeszkadza przede wszystkim zwierzętom, które są mieszkańcami Tatr, to ich dom! My jesteśmy tam intruzami, zachowajmy się więc tak, jakbyśmy przyszli w gości, kulturalne zachowanie zobowiązuje. A są też wśród nas tacy, którzy chcą posłuchać śpiewu ptaków, uszanujmy to. 

"Dzień dobry" na szlaku - pozdrawiamy mijanych turystów! Ten obyczaj jest przyjęty na całym świecie. To dawka dobrej woli, którą dzielimy się, tworząc jedną wielką górską rodzinę.                                     

                                       Łatwe trasy w Tatrach                                                                                                                                                                                                                                         Niezobowiązujące wysiłkowo są doliny. Chochołowska i Kościeliska należą do długich, warto pamiętać o odpowiedniej ilości picia na te trasy, jeśli jest upał. W Kościeliskiej warto skręcić do Wąwozu Kraków, wspiąć się po drabinie - trasa nadaje się już dla czteroletnich dzieci!

Kościeliska, 2008r
Wąwóz Kraków, 2008r
Tą drogą schodzimy z Wąwozu Kraków, 2008r
W zależności od tego czy ktoś lubi mokre i ciemne jaskinie może wspiąć się dalej Jamą Smoka, jeśli nie( mój wybór zawsze był suchy i słoneczny) może wspiąć się po łańcuchach po lewej stronie początku Jamy - oba wejścia stykają się w tym samym miejscu. Trzeba pamiętać, iż jest to droga jednokierunkowa! 
Warto wybrać się też do magicznie pięknego Smreczyńskiego Stawu. Nie byłam tam już dawno i mam nadzieję, że smreki ocalały przed zniszczeniem przez kornika drukarza, co jest obecnie nagminne w Tatrach. Naukowcy twierdzą, iż są to naturalne zjawiska a przyroda odrodzi się. Widok jednak jest porażający, zwłaszcza, że sprytny kornik pożera wciąż nowe lasy. 
Smreczyński Staw, 2011r

Na mały spacer z dziećmi polecam wyjście z Kir w kierunku Witowa aż do Zajazdu Józef, za którym znajduje się stok narciarski Biały Potok - przecinamy tę trasę przez trawy i docieramy do Doliny Lejowej. Poranną porą jest z reguły pusta, idziemy do jej końca, później szlakiem w górę, gdzie skręcamy w lewo na polanę z chatką pasterską i schodzimy do Kościeliskiej - trasa dobra i latem i zimą. 
Dolina Lejowa, 2021r

Dolina Białego, 2012r
Dolina Strążyska i Białego dobre są na króciutkie spacery. 

Jeśli zamierzamy ruszyć na Ścieżkę nad Reglami. najlepiej jest rozpocząć jej zwiedzanie od Kuźnic i ruszyć urokliwymi mostkami aż do Sarniej Skały. Zejście stamtąd pionową ścianą do Strążyskiej napawa nas wówczas radością, iż nie musimy się tamtędy wspinać😀


Sarnia Skała, 2017r
Można ruszyć dalej na Grzybowiec, lecz ja polecam drugą część Ścieżki nad Reglami od strony Kir. Wchodzimy na Staników Żleb, najlepiej skręcając z ulicy w lewo(czyli nie wchodząc do Kościeliskiej). Ze Stanikowu schodzimy do Polany Miętusiej, skąd roztacza się wspaniały widok na Czerwone Wierchy i Giewont-trasa ta jest wspaniała także zimą. Na Polanie Miętusiej stało kiedyś małe schronisko, rozbudowane z szałasu. Działało w latach 1934-1968. Opuszczony budynek spłonął w 1987r i już go nie odbudowano. Szkoda, bo bardzo przydałoby się w tym pięknym miejscu. 
Polana Miętusia, 2021r
Z Polany Miętusiej można zejść do Kościeliskiej - to taka krótka trasa z fantastycznymi widokami. Dłuższa trasa to wędrówka w lewo do Doliny Małej Łąki na Grzybowiec i do Strążyskiej- zimą rewelacja!                                                 








Zejście do Kościeliskiej, 2021r
Trzecia część Ścieżki nad Reglami prowadzi z Kościeliskiej do Chochołowskiej przez Przysłop Kominiarski(w drugą stronę nie jest taka widokowa). 
Chochołowskiej nie zapomnijmy dotrzeć do kapliczki, którą widać z drogi. 
Chochołowska 2014r

W Tatrach Zachodnich dużo jest tras niezbyt wymagających. 

Przełęcz Iwaniacka - najlepiej wchodzić od Chochołowskiej, szybciej ponieważ możemy skorzystać z "podwózki wagonikami", a potem już tylko się schodzi, jeśli chcemy zdobyć jedynie przełęcz. Szlak na Kominiarski został zamknięty w 1988 z uwagi na gniazdowanie tam orłów. 

Na Iwaniacką Przełęcz warto wejść pod koniec lipca, kwitnie wtedy wierzbówka
kiprzyca, 2017r
Zejście z Iwaniackiej do Doliny Kościeliskiej, 2016r

Z Przełęczy Iwaniackiej można wejść na Ornak.  Trasa ta a potem zejście Doliną Starorobociańską jest dość długa, lecz widokowo zachwycająca, a nawet skałki zaliczymy po drodze. Sam Starorobociański, samotny ogromny szczyt dostępny jest z dwóch stron, każda z tych tras jest długa i trzeba się powspinać, lecz to jedyna trudność. Przy dobrej pogodzie widoki na Tatry Wysokie i Słowackie zapierają dech. Z drugiej strony, już po drodze Ornakiem, widać Rohacze. 

Ornak w drodze na Starorobociański, 2012r
Widoki przy schodzeniu ze Starorobociańskiego przez Kończysty, 2009r

Polską stroną na Wołowiec nie polecam wspinaczki, jest długa i monotonna, o wiele mniej widokowa, niż podejście od parkingu na Rohacze na Słowacji. Trzeba jechać przez Chochołów, Oravice do Zuberca a tam kierować się w lewo drogowskazem na Rohacze. Może i jedzie się długo, lecz jeśli ktoś nie odkrył jeszcze Tatr Słowackich(trzy czwarte Tatr leży na Słowacji)to warto spróbować. Z parkingu Pod Spaloną kierujemy się w lewo w las, docieramy do asfaltu i wspinamy się do Chaty Tatliaka, Tu trzeba ostro skręcić w lewo na  Zabrat. Panorama Rohaczy towarzyszy nam całą drogę na Wołowiec. 
Na Zabracie, 2019r
Rohacz Ostry z lewej i następny Płaczliwy z drogi na Wołowiec, 2019r
Z tej góry prowadzi szlak na słowackie Tatry. Pierwszy szczyt to Rohacz  Ostry, którego częścią jest Rohacki Koń. Uwaga zatem dla początkujących: Rohacze nie są dla Was! 
Zamiast nich, można od Chaty Tatliaka wybrać się jedną z najpiękniejszych tras w Tatrach na Rohackie Plesa(Nie należy skracać sobie drogi na nie z Adamculi, to błąd! Lepiej tamtędy schodzić). Rohackie Plesa to prawdziwa magia, można się tam wspinać nawet co roku, tak jest pięknie(trasa niezbyt wyrywnym tempem to pięć godzin). 
Widok ze średniego Rohackiego
Plesa, 2019r

Najwyższe Rohackie Pleso, w tle Wołowiec, 2019r
Magiczne maleńkie Oko z moich "Kropli" istnieje naprawdę, 2019r

Czerwone Wierchy najlepiej zdobywać od strony Ciemniaka. Zejść można Małołączniakiem do Polany Miętusiej - tu w Kobylarzowym Żlebie są łańcuchy, lecz nie są szczególnie trudne.
Z drogi na Ciemniak, 2018r
Łańcuchy w drodze na Małołączniak, 2016r
Można też zejść z Małołączniaka na Kopę Kondracką a potem z rozejścia szlaków, które od zawsze nazywam Gwiazdą, bo tak z góry wygląda, do schroniska na Hali Kondratowej. Na Czerwone Wierchy należy liczyć w tempie niesportowym z dziesięć godzin wędrówki  
W drodze na Giewont z Grzybowca, 2009r

    Giewont. Tego Śpiącego Rycerza zdobyć trzeba, najlepiej z Małej Łąki przez Grzybowiec, a nie Małą Łąką w górę! Pamiętajmy, że to pierwsza adrenalina gór, uwertura szlaków, po których Giewont będziemy wspominać z łezką w oku. Z uwagi na ciągnące na szczyt ludzkie "pociągi"(prawdziwy koszmar!)najlepiej jest wyjść na tę trasę około siódmej rano, a jeszcze lepiej o szóstej. Pamiętajmy, że na Giewoncie stoi metalowy krzyż, który ściąga pioruny! W złą pogodę należy Giewont omijać! Jeśli pogoda dopisuje i wyruszymy na szlak, po drodze spotkamy łańcuchy, co oznacza, że małych dzieci lepiej ze sobą nie zabierać.

Na Giewoncie, 2009r
 A kiedy już dotarliśmy na szczyt pamiętajmy, iż jeśli nie dotkniemy krzyża, to tak jakbyśmy na Giewoncie nie byli😉 Zejść najlepiej jest Piekłem do Hali Kondratowej lub właśnie Małą Łąką. 

Z przystanku za rondem w drodze do Kuźnic prowadzi najpiękniejsza droga na Nosal. Najlepiej jest rozpocząć ten szlak przed ósmą rano, by mieć ciszę i spokój przy robieniu zdjęć. Nosal jest też nieprawdopodobnie magiczny zimą, lecz wtedy pamiętajmy, że lepiej jest wchodzić z Kuźnic na Przełęcz pod Nosalem i wrócić, góra ta jest bardzo stroma a zalegający śnieg to niezła jazda bez trzymanki😀 I latem i zimą warto z Nosala pójść do Polany Olczyskiej. Zejść można do Jaszczurówki lub powędrować na Kopieniec(zimą lepiej jest zrobić tę trasę odwrotnie czyli z Toporowej Cyrhli).

Skałki z drogi na Nosal, 2013r
Widok z Kopieńca, 2013r
Kuźnic wybrać się można na wiele tras. Jest tam zawsze bardzo dużo ludzi, na szlak wyruszajmy więc jak najwcześniej, pamiętając, że rano w górach może być bardzo zimno! Zerowa temperatura rankiem w lipcu czy sierpniu na szczytach nie jest niczym niezwykłym. Z Kuźnic ruszyć możemy do Hali Kondratowej, wejść na Suche Czuby, by dotrzeć na Kasprowy Wierch. Trasa na Kasprowy z Kuźnic  przez Myślenickie Turnie jest absolutnie magiczna. 
Z drogi na Kasprowy, 2015r

Z Kuźnic do Hali Gąsienicowej i nad Czarny Staw Gąsienicowy to niemal spacer. Jeśli chcemy się trochę zmęczyć, można nie zachodzić do Murowańca tylko od razu ruszyć szlakiem w górę w kierunku Kasprowego(absolutnie nie polecam wchodzenia tędy na Kasprowy, szlak prowadzi jak od linijki w górę, nie ma serpentyn, które znacznie ułatwiają wchodzenie). Ja proponuję tym, którzy lubią niespodzianki na trasie, z tego rozejścia szlaków powyżej Murowańca (w kierunku Kasprowego): 

1. ruszyć na Przełęcz Liliowe(to jedna z najpiękniejszych widokowo tras)a potem na Beskid; 

Na Przełęcz Liliowe, 2012r

2. skręcić w lewo, by wspiąć się na Przełęcz pod Świnicą i stamtąd wrócić na Kasprowy - po drodze zaliczymy gołoborze i trochę adrenalinki nas czeka; 
Na Przełęcz pod Świnicą, 2013r

3. z tej samej trasy, która prowadzi w kierunku drogi na Przełęcz pod Świnicą skręcamy w lewo na Przełęcz Karb - to prawdziwa bajka! Z Karbu wchodzimy na Mały Kościelec - wąską przepaścistą dróżką zmierzamy do zejścia do Czarnego Stawu Gąsienicowego. I zaczyna się ekstra zejście stromizną, jeśli wybierzecie tę trasę już nigdy nie zafundujecie sobie trasy odwrotnej! I słusznie😅.
Widok z Małego Kościelca
na Granaty, 2021r

Dolina Pięciu StawówWspinamy się dość ostro około dwóch i pół godziny, plus podejście asfaltem od Palenicy Białczańskiej. To już są Tatry Wysokie, a zatem Dolina też położona jest wysoko. Siklawa po drodze to zapowiedź jej cudów. Do schroniska skręcamy w lewo, w prawo pójdziemy, gdy nabierzemy doświadczenia we wspinaczce po łańcuchach i klamrach. Ze schroniska albo wracamy - można wybrać zejście znajdujące się z tyłu budynku - albo dzień wcześniej ustalamy, że idziemy przez Świstówkę do Morskiego Oka. Jest to trasa bardzo długa, w zależności od sił jest to dziesięć do jedenastu godzin. Jest jednak przepiękna, więc warta wysiłku. 
Dolina Pięciu Stawów z drogi na Świstówkę, 2007r
Widok z początku Siklawy w kierunku Doliny Roztoki, 2008r

Morskie Oko. Jeden z najpiękniejszych cudów Tatr jest obecnie tak oblegany, że mówię na to Plaża Copacabana. Jeśli chcemy tego uniknąć, zjawiamy się w Palenicy Białczańskiej przed siódmą rano. Należy pamiętać, że obecnie miejsce na parkingu trzeba zamówić już kilka dni wcześniej, chyba że ktoś nas tam podwiezie, a nie wiem jak wcześnie jedzie pierwszy bus do Palenicy. Jeśli zamierzamy iść jeszcze do Czarnego Stawu pod Rysami - magiczne widoki zapewnione - to bardzo szybkim marszem w górę po asfalcie docieramy do Morskiego Oka, przez skróty w lesie, po mniej więcej półtorej godzinie. 

Morskie Oko z drogi do Czarnego Stawu
pod Rysami, 2012r
      
Zdjęcie u góry po prawej, jak i powyższe, to widok z drogi
do Czarnego Stawu pod Rysami w kierunku szlaku 
na Szpiglasową Przełęcz, 2012r
Jeśli kończymy wyprawę na Morskim Oku możemy iść wolniej, i nie zapomnijmy obejść go dookoła, jest to przepiękna wycieczka! 
A jeszcze taką niespodziankę można spotkać, 2012r

Z Palenicy Białczańskiej można również wyruszyć na Rusinową Polanę-widoki na pasmo wysokich Tatr są tu urzekające( króciutkim szlakiem z asfaltowej drogi dojazdowej do Palenicy też można dotrzeć na Rusinową - po drodze mijamy Sanktuarium Maryjne na Wiktorówce). Z Rusinowej Polany wdrapujemy się na Gęsią Szyję stromym podejściem, nagrodą są bajeczne widoki. Przy rozejściu szlaków na Polanę Waksmundzką(i dalej w kierunku Murowańca)można zawrócić do asfaltu a potem do Palenicy lub zejść w prawo do Toporowej Cyrhli. Pokonanie trasy z Palenicy do Murowańca przez Gęsią Szyję to niezłe wyzwanie, łącznie z obiadem w schronisku może nam zająć dziewięć godzin wspinania się w lesie góra dół i góra dół. Warto jednak się wysilić zwłaszcza, jeśli pogoda w wyższych partiach gór nie dopisuje. Im niżej ty jest cieplej, a atrakcji na tej trasie nie zabraknie: na przykład trzeba pokonać Pańszczycki Potok po kamieniach, po których wartko płynie woda😄

Widok ze szlaku z Palenicy Białczańskiej na Rusinową Polanę, 
2011r. 
    Wspomnę jeszcze tylko krótko o tych przepięknych fioletowych kwiatach kwitnących całymi łanami na Hali Gąsienicowej, na szlaku z Chochołowskiej na Przełęcz Iwaniacką a także na trasie z Palenicy Białczańskiej na Rusinową Polanę. Wierzbówkę kiprzycę można spotkać w wielu miejscach w Tatrach, ale pamiętajmy, że kwitnie ona pod koniec lipca mniej więcej do połowy sierpnia. W miesiącach poprzedzających będzie tam zielona łąka, a we wrześniu pozostaną z niej tylko suche badyle!
To tylko widoki z Gęsiej Szyi, ale robią wrażenie.

Schodzimy do rozejścia szlaków
To ta sama skała co powyżej

Zapewne miłośnicy gór znajdą sobie także inne szlaki, nie wszystkie opisałam, bo wszystkich nie znam. Na tej stronie nie pokazałam też tras na słowackiej Orawie, za wyjątkiem wejścia na Wołowiec i Rohackie Plesa. Tatry Słowackie znajdą swoje zaszczytne miejsce na osobnych stronach. 
    Zapraszam wszystkich do tatrzańskiej magii. Zwiedzajcie, nasyćcie się pięknem naszych najwyższych gór, a kiedy już opanujecie dygot łydek nad stromiznami, załapiecie bakcyla na łańcuchach i wysiłek nie będzie Wam straszny, ruszajcie dalej. Tatry kryją niejedną jeszcze przed Wami tajemnicę a każda rozwiązana wzmaga tylko nasze pragnienie: jeszcze więcej cudów, jeszcze więcej cudów... I tak bez końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kolejne lata w Tatrach

                                               Tatry Wyzwanie 2025               Od jakiegoś czasu pojawiają się w internecie wpisy o pokol...