czwartek, 21 października 2021

Poeci i pisarze dla Tatr

       Niedoścignionym mistrzem tatrzańskiej poezji jest dla mnie Kazimierz Przerwa Tetmajer, odkąd w trzeciej klasie ogólniaka poznałam jego "Melodię mgieł nocnych". Oczarowała mnie wówczas na zawsze. Pozwolę sobie przytoczyć fragment tego wiersza z tomiku Poezje, Kazimierz Przerwa Tetmajer, Wydawnictwo C&T, Toruń 2012, str.26

            "Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

           lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

           Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,

           co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca..."

        Od lat pielęgnuję nadzieję, iż znajdzie się artysta, który namaluje dla mnie obraz tej tańczącej nad Czarnym Stawem Gąsienicowym mgły. W tym samym czasie zapoznałam się też z "Limbą" tego poety. Jego samotna smętna sosna rzuciła na mnie urok, spod którego nie wyrwałam się nigdy. Zacytowałam ją w jednym z moich opowiadań w zbiorze "Krople".

        Kazimierz Tetmajer nie miał najszczęśliwszego życia. Urodzony w 1865r w Ludźmierzu niedaleko Nowego Targu przewędrował Podhale i Tatry, w tym także Dolinę Staroleśną, Furkotską oraz zdobył szczyt Wysokiej - po obecnej stronie słowackiej. Na jego cześć, w 1902roku, nazwano przełęcz pomiędzy Zadnim Gerlachem a jego głównym wierzchołkiem Przełęczą Tetmajera. Pozostawił po sobie magię poezji, lecz jego nieślubny syn w młodym wieku popełnił samobójstwo. Schorowany poeta zażyczył sobie być pochowanym razem z nim. Zmarł w 1940r. Obecnie spoczywa na, niezwykłym w skali kraju, cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem.

        Wszystkim oczarowanym światem legend Podtatrza polecam książkę Kazimierza Tetmajera "Na Skalnym Podhalu". W tym roku zakupiłam wspaniałe jej wydanie, nakładem Wydawnictwa ASTRAIA Kraków 2020, oparte na edycji jubileuszowej. Wkroczenie do świata ludzi żyjących od setek lat w bezpośrednim kontakcie z Tatrami, konfrontacja z brutalnymi siłami przyrody, które tym życiem rządziły, powszechną biedą i wstrząsającymi próbami przetrwania czasu głodu przeorały moją duszę. Tetmajer opisywał w tym zbiorze opowiadań-legend nie współczesnych sobie górali, lecz ich przodków. Głęboko wzruszająca podróż przez "Na Skalnym Podhalu" to zatem napełniona bezdennym smutkiem i bólem podróż w głąb czasu. Ze zdumieniem też odkryłam, iż znana mi od dzieciństwa piosenka "Hej, idę w las, piórko mi się migocze" została napisana przez Kazimierza Tetmajera, gwarą góralską, w opowiadaniu "O Marynie wójtowej" zawartym w "Na Skalnym Podhalu". Nie wiem, czy wpisując w tekst książki piosenki swoich bohaterów, wzorował się na zasłyszanych od górali, czy sam je wymyślał. Jeśli ktoś z moich czytelników takową wiedzę posiada, proszę o komentarz. 

    Związanym z tym poetą duchowo a także przez pewne wydarzenie z dzieciństwa Kazimierza Tetmajera - zainteresowanych odsyłam w tej kwestii do Przedsłowia, opisanego powyżej wydania "Na Skalnym Podhalu", Jacka Kolbuszewskiego - był zapomniany już dziś nieco poeta Seweryn Goszczyński. Postać to niezwykle barwna. Urodził się w 1801roku na Ukrainie. Przed wybuchem powstania w 1830roku organizował tajne związki młodzieży. W noc listopadową brał udział w ataku na Belweder, po powstaniu przez kilka lat organizował tajne związki w Galicji. Trzydzieści cztery lata przebywał na emigracji we Francji, gdzie uległ mistycznym wizjom Andrzeja Towiańskiego. W 1872r zamieszkał we Lwowie i tam zmarł cztery lata później. Z dzieł jego zamierzam przeczytać powieść poetycką "Zamek kaniowski", powieść "Król zamczyska" a także w miarę dostępu do takiej publikacji "Dziennik podróży do Tatrów" powstały w 1832roku. Seweryn Goszczyński wprowadził do literatury polskiej folklor góralski, widziany jednak oczami szlachcica i w taki sposób, zapewne nieco wyidealizowany, odwzorowany. Mnie Goszczyński urzekł przy okazji poszukiwania do mojej czwartej książki pt. "Klejnoty" pieśni z powstania listopadowego. Jest on autorem niezwykle urokliwego, sugestywnego i pełnego gorzkiego smutku wiersza "Przy sadzeniu róż", do którego słów ułożono melodię i tak powstańcom towarzyszyły róże Seweryna Goszczyńskiego. Oto fragment tego wiersza:

                                    "Jakże los nasz piękny, wzniosły!

                                     Gdzie idziemy - same głogi 

                                     Gdzieśmy przeszli - róże wzrosły;

                                     Więc nie schodźmy z naszej drogi!   


                                     Idźmy, szczepmy! Gdy to znuży 

                                     Świat wiecznego wypocznienia

                                     Da nam milszy kwiat od róży

                                     Łzy wdzięczności i wspomnienia".     

          Aż kusi, by dodać, byśmy nie zapomnieli. 

        Bliższą nam w czasie, zakochaną w Tatrach niezwykłą postacią, był Tadeusz Staich, zmarły w 1987roku. Poeta, piszący trudnym językiem wiersze górskie, zainspirował na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku powstanie konkursu poetyckiego o tej tematyce. Od 1988roku konkurs ten nosi jego imię. Tadeusz Staich przez wiele lat był przewodnikiem tatrzańskim. Wspominając swoje przygody z turystami w latach 1948 - 1960 napisał nieprawdopodobnie humorystyczną książkę "Góry wołają. Opowiadania przewodnickie". To także podróż w czasie, do źródeł współczesnej turystyki. Zderzenie kulturowe dzisiejszych wędrowców po Tatrach z tamtymi czasami może u młodych ludzi wywołać szok. U starszego pokolenia budzi zaś nostalgiczne wspomnienia. Tak było na początku. Po wojnie głód, nędza, niewypałów pełne pola a ludzie, od wieków przywiązani do ziemi jak niewolnicy lub tak harujący w przedwojennych zakładach, niepiśmienni, nagle dostępują tego cudu, że mogą podróżować, poznawać własny kraj. Niektórzy nigdy przedtem nie jechali pociągiem. Nigdy w życiu nie widzieli gór i nawet nie umieją sobie ich wyobrazić, wszak nie istniała wówczas powszechnie telewizja. Odmiennie od naszych czasów traktują też te wycieczki. To dla nich honor, jadą jakby z wizytą, ubrani w garnitury i krawaty, bo godność tego wymaga. Prości ludzie, chłopi, robotnicy nie potrafiący sklecić kilku porządnych zdań po polsku, zakochują się w Tatrach, bo ktoś ich tam zaprowadził. Zaszczepił tę miłość, która nie kończy się na jednej wizycie. Autor zawarł tam również tragedie śmiertelnych wypadków w górach, spowodowanych głównie zlekceważeniem tego, zdawałoby się martwego, żywiołu. Gorąco polecam lekturę tej fascynującej książki. Zakupiłam ją w starej księgarni na Krupówkach, mieszczącej się w budynku powstałym w 1887r w stylu szwajcarskim. Była to kiedyś Willa "Poraj". Miałam wielkie szczęście gościć w skromnej klimatycznej restauracyjce na pięterku, o tej właśnie nazwie. W "Poraju" bowiem bywali wielcy tamtych czasów, bohema artystyczna. Nie godziło się być w Zakopanem i nie być w "Poraju". Dziś pozostało mi tylko wspomnienie czegoś wspaniałego, dotknięcie magii poezji i malarstwa. I niesmak, iż ten raj dla artystycznych dusz zamknięto i zamieniono w jakiś sklepik. Magia umarła. 

        Dla wszystkich zakochanych w górach, zwłaszcza tych, na które nigdy się nie wespniemy z przyczyn rozmaitych, polecam gorąco trzy tomy "Gór z duszą" Moniki Witkowskiej. Autorka przepełniona jest nieprawdopodobną energią: to himalaistka, żeglarka, przewodniczka wypraw trekkingowych, podróżniczka - zwiedziła sto osiemdziesiąt krajów, nie wiem, czy umiałabym tyle choć wymienić. Opisuje w swych wspaniałych książkach zdobyte przez siebie szczyty w taki sposób, że odczuwamy to, jakbyśmy szli razem z nią. Zanurza się w świat legend spowijających te monumenty Ziemi, przytacza relacje z ludźmi tam zamieszkującymi a także z osobami towarzyszącymi jej na wspinaczkach. Przy tym wszystkim ma duże poczucie humoru, co sprawia, że staje się nam bliska jako człowiek. I żadna góra nie jest dla niej zbyt mała - tak samo zachwyca się Sudetami, Tatrami jak i wyprawami w Himalaje. Warto się zapoznać z "Górami z duszą".


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zima w Tatrach

                       Szlakami legend tatrzańskich - zima 2025     Zimowe wyprawy sprzyjają snutym później przy kominku opowieściom. I to n...