Magia polskich Tatr to preludium do piękna, jakie niesie ze sobą to pasmo na Słowacji. Trzy czwarte tych gór tam się znajduje. Tatry polskie to pełen grozy majestat, słowackie są ogromne rozległe pokryte nieprawdopodobnie pięknymi dolinami. Człowiek oddycha tam przestrzenią, jakiej nasze "ściśnięte" Tatry dać nie mogą. Kto złapał bakcyla tatrzańskiego, że mu się te góry śnią po nocach, niech koniecznie pojedzie na Słowację, zachwytom nie będzie końca.
Z mojej fotograficznej relacji pamiętnikarskiej wynika, że pierwszy raz pojechaliśmy do tego świata niesamowitych doznań w 1997r. Nasz młodszy syn miał wówczas kilkanaście miesięcy i był najmłodszym "wędrowcem" po kamienisku wokół stacji kolejki na Skalniatym Plesie, czym budził zasłużony podziw. Pogoda była akurat niepiękna - zimno, pochmurno, lecz wjazd kabinami kolejki linowej(lanovką po słowacku) z Tatrzańskiej Łomnicy do Skalniatego Plesa dał przedsmak cudów, które później stały się naszym udziałem. Z Zakopanego przez Łysą Polanę jedzie się tam około półtorej godziny, ogrom mijanych po drodze Tatr Bielskich, urok uzdrowiskowej Tatrzańskiej Łomnicy a wreszcie sam wjazd i Pleso Skalniate usytuowane pod monumentalną ścianą Łomnicy to takie złapanie oddechu przed rozpędzeniem się do tatrzańskich szlaków na Słowacji. W kolejnym roku przy wspaniałej pogodzie wybraliśmy się tam ponownie i wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na Siodło pod Łomnicą- zębata paszcza Tatr, która się nam ukazała całkowicie odmieniła nasze wyobrażenie o tych górach.
 |
Monumentalna Łomnica przez lata uważana była przez Słowaków za najwyższy szczyt Tatr, 2013r |
 |
Wagonik kolejki na Łomnicę jest umocowany na 800 metrowej linie,która ma tylko dwie podpory: na stacji Skalniatego Plesa i ...na Łomnicy!
|
Sama Łomnica okazała się jakimś obłędnym spiczastym ogromem. Ujmująca była dla nas informacja, iż Słowacy nie chcieli się pogodzić z jej detronizacją jako najwyższego szczytu Tatr na rzecz Gerlacha. Wcale się im nie dziwię, jest tak majestatyczna i piękna.
 |
W 2013r mąż zrobił mi takie fantastyczne zdjęcie z widokiem na Kotlinę Spisskich Ples i górujący nad nią ogrom Lodowego Szczytu |
 |
A ten szpon czarownicy, nie może inaczej być, znalazł swoje miejsce w moim tatrzańskim wierszu pod tytułem właśnie Szpon |
Za każdym razem, gdy wjeżdżamy na Siodło pod Łomnicą stoję w zadziwieniu pod Szponem widocznym na zdjęciu, jak nic zostawiła go tu jakaś zapomniana czarownica.Zjazd z widokiem na Skalniate Pleso i niekończące się pasmo wiosek i miasteczek aż po zamglony od upału horyzont zrobił ogromne wrażenie. I tu taka uwaga dla modnych obecnie w świecie "płaskoziemców" - z wysokości Siodła pod Łomnicą, a zwłaszcza kiedy się stamtąd zjeżdża, widać wyraźnie krzywiznę Ziemi. Nie trzeba żadnych "eksperymentów" przeprowadzać, wystarczy wjechać przy dobrej pogodzie na to Siodło i zjechać - rzeczywistość sama pcha się w oczy.
 |
Widok z Siodła pod Łomnicą na Skalniate Pleso i cały świat w dole |
W 2001 roku pojechaliśmy na Słowację we wzmocnionym składzie, to były wczasy życia😀Nocowaliśmy wtedy w Starej Leśnej, kilkanaście kilometrów na południe od Tatrzańskiej Łomnicy. Pierwszy raz wówczas mój mąż ze starszym synem wyruszyli na Rysy. Pogoda ostudziła ich zapały, było tak zimno, chmury gęste jak wata, że stojąc przed drzwiami Chaty pod Rysami nie wiedzieli, że już tam są, dopóki ktoś ich nie otworzył ze zgrzytem! Ja z kolei, pierwszy raz, z przyjaciółką Anią i naszymi młodszymi synami pojechałyśmy do Strebskiego Plesa. Porównują je czasem z Morskim Okiem, lecz to przesada. Nie jest otoczone niebotycznymi groźnymi szczytami, tylko hotelami i w dodatku można po nim pływać łodzią. Nie gańmy jednak Słowaków, nie mają morza, każdy zatem akwen wodny to dla nich gratka.
 |
Strebskie Pleso, 2013r |
Całą wielką grupą zwiedziliśmy też tego roku
Dobrzyńską Jaskinię Lodową na terenie Słowackiego Raju. Zwiedzanie jest krótkie, około półgodzinne, i dobrze, bo można tam zamarznąć tak jest zimno. Drugi raz, w 2005r, już nie ryzykowałam wejścia do tych lodowatych czeluści, choć jaskinia bardzo mi się podobała.
I tak dotarliśmy do 2004 roku, kiedy to nocowaliśmy pierwszy raz w Velkym Slavkovie na prywatnej kwaterze. Nic chyba nie wysłowi uroku tej małej miejscowości, z którą związaliśmy się na długie lata. Do tego też roku wydawało mi się, że nie można bardziej pokochać Tatr. Myliłam się i to bardzo.
Pierwszy i ostatni raz, jak dotąd, udało nam się wjechać na Łomnicę. Zaledwie kilka minut świeciło słońce, porobiliśmy szybko zdjęcia, gdy nagle naszły zimne lepkie chmury i wszyscy uciekli do stacji kolejki. Na szczycie zostałam tylko ja i mój starszy syn.
 |
Na szczycie Łomnicy, 2004r |
Problem z wjazdem na Łomnicę jest tego typu, że łatwo dostaniemy się obecnie wyciągiem z nowoczesnymi kabinami na Skalniate Pleso, a potem trzeba odczekać czasem i cztery godziny na wjazd na szczyt kolejką, która jest tylko jedna. Bilety na wjazd kupuje się na stacji Skalniate Pleso, przynajmniej tak było do 2014r, jest tam też sklep sportowy i mała restauracja. Obecnie bilet na wjazd można też kupić przez internet. Każda cena warta jest jednak tych oszałamiających górskich emocji i... wiszenia na owej 800 metrowej linie nad Skalniatym Plesem.
Popradskie Pleso. Docieramy do tego miejsca ze stacji vlaku o tej samej nazwie lub samochodem na parking zaraz przy stacji. W górę asfaltową stromą drogą wspinamy się do Popradskiego Plesa. Samo jezioro nie jest duże, lecz urokliwie położone pod ścianą prowadzącą na Osterwę. W hotelu można zjeść z widokiem na Pleso. Mój mąż ze starszym synem i naszym współlokatorem na kwaterze spróbowali podejść na Rysy. Ja z młodszym synem i kuzynem męża, Szymonem, autorem sławnego powiedzenia "trzy razy z :zmokniesz zmarzniesz zginiesz" zeszliśmy przez Symboliczny Cintorin do parkingu. Jest to miejsce ze wszech miar godne polecenia, wzruszające. Do skał w tym miejscu przytwierdzone są tablice poświęcone wszystkim, którzy znaleźli tragiczną śmierć w Tatrach, partyzantom, ale też zamordowanym w ataku terrorystycznym pod Nanga Parbat w 2013r. Znajduje się tam kapliczka, do której wejście w 2004r było jeszcze bezpłatne, w środku można było wtedy wpisać się do księgi pamiątkowej. Temu cichemu miejscu dodaje niezwykłości fakt, iż krzyże słowackie są kolorowe.
 |
Symboliczny Cintorin z drogi do Popradskiego Plesa, 2006r
|
Cóż w tym czasie działo się z dzielnymi wspinaczami na Rysy z naszej ekipy? Otóż, okazało się, że piętnastego lipca ten szlak zasypany był śniegiem już od Żabich Ples. Do Chaty pod Rysami dotarli w śnieżnych kominach i nie było mowy, by iść potem na Przełęcz Waga. Dwóch odważnych Czechów z czekanami i rakami wyszło z Chaty, lecz po dziesięciu minutach wróciło, by to ich przerosło! A zatem zdobycie Rysów musiało jeszcze poczekać.
Zdjęcia z Popradskiego Plesa pochodzą z kolejnego 2006roku - pogoda nam wtedy dopisała.
 |
W drodze z Symbolicznego Cintorinu do Popradskiego Plesa. Bracia czekają na mnie, 2006r |
 |
Zdjęcie środkowe - na schronisko - zostało zrobione z widocznego na tym mostku |
Są w słowackich Tatrach dwa miejsca - dwie doliny, w których zakochaliśmy się w 2004 roku od pierwszego wejrzenia i na zawsze. Jak to możliwe, skoro chodziłam z mężem od 1987r po Tatrach i nigdy bym nie pomyślała, że jakieś odkrycie w tych górach rzuci mnie na kolana, nie wiem. To jedna z wielu tajemnic tatrzańskich, których nie rozwiązałam.
Dolina Staroleśna - Vel'ka Studena Dolina to pierwsza z tych tajemnic-uroków.
Ze Starego Smokowca wjeżdża się wagonikiem kolejki naziemnej na Hrebienok - tu uwaga: słowacka litera h to nasze g , a zatem jest to po prostu Grzebienik😏. Stamtąd docieramy szybko do rozejścia szlaków: prosto prowadzi szlak do Chaty Zbójnickiej czyli do Doliny Staroleśnej a w prawo odbija do Chaty Teryho. Godzinne podejście do pierwszego mostka w drodze do Chaty Zbójnickiej jest dość wyczerpujące, a potem podróż nasza nabiera tempa: zaczynają się długie serpentyny i oszałamiające widoki.
 |
W drodze do Chaty Zbójnickiej - tak ogromnych dolin w polskich Tatrach nie ma, 2005r
|
 |
Czas na prawdziwe tatrzańskie podejście, mój mąż asekuruje młodszego syna
|
 |
A to mój siostrzeniec na tych samych łańcuchach w 2011r |
 |
Na tej ławeczce dobrze jest odpocząć przed dalszą wspinaczką. Mój szwagier z synem
|
Po zasłużonym odpoczynku wspinamy się po dość pionowej, ale krótkiej ścianie z kosówką i stajemy oko w oko z Vareszkovym Plesem. Jest to jedno z kilku górskich miejsc, gdzie mogłabym zamieszkać na zawsze, pomimo śniegu na trzy metry zimą, lawin i temu podobnych atrakcji.
 |
Vareszkove Pleso
 | Długi Staw z widokiem na Chatę Zbójnicką |
|
Z Vareszkowego Plesa wspinamy się dalej na kolejną ścianę, która odsłania przed nami widok na Dlhe Pleso i Chatę Zbójnicką. Ogromy szczytów nam towarzyszących budzą respekt.
 |
Zbójnicka Chata i nasza ekipa, 2011r |
Chata Zbójnicka znajduje się na wysokości 1960m npm, nie wiem, czy połowa szczytów w polskich Tatrach osiąga taką wysokość. Za schroniskiem rozciąga się Dolina Zbójnickich Ples, szlak może nas zaprowadzić na Priełom, który zdobyliśmy w 2008r albo na Czerwoną Ławkę - w kierunku Chaty Teryho. Znawcy polecają przejście przez Czerwoną Ławkę właśnie w tym kierunku: ze Zbójnickiej do Teryho, bowiem zejście jest tam po gołoborzu, co znacznie może utrudnić wejście, gdybyśmy chcieli pokonać tę trasę w odwrotnym kierunku. O Czerwonej Ławce wypowiem przy okazji opisu zdobywania Priełomu😂
 |
Otoczenie Zbójnickiej jest jakby alpejskie😅Po prawej szlak na Priełom |

 |
Moja siostra z mężem, 2011r |
Chata Zbójnicka jest dość przestronna i mają tam piec, który grzeje w zimne lipcowe dni i można sobie wysuszyć ubranie(tak było do 2011r). Warto przygotować wcześniej trochę euro i zakupić sobie pamiątkową koszulkę, można później zaszpanować na naszych polskich nizinach. Schodzimy tą samą trasą i pamiętajmy o zdjęciu w tym miejscu, co powyżej, jest ekstra.
I co jeszcze jest ważne: pomimo wielu przewyższeń jest to szlak na pięć godzin.
Żywą magię Tatr Słowackich odkryłam w 2004r, wędrując Doliną Małej Zimnej Wody - Mala Studena Dolina - do Chaty Teryho. Na tę trasę wyruszyliśmy ze starszym synem i kuzynem męża, Szymonem, towarzyszącym nam w wielu górskich wędrówkach. Pogoda była marna, zimno, chmury ścieliły się, gdzie mogły, a my zadurzyliśmy się w tej trasie - nie ma sobie równych w Tatrach. Może właśnie te chmury dodawały owej magii na szlaku-dwa lata później weszłam znowu do Teryho i choć w słońcu widoki były obłędne, to jednak nie zastąpiły tego pierwszego urzeczenia tajemniczym światem gór zasnutych mgłami.
Do Chaty Teryho wchodzimy z Hrebienoka. Pierwszym przystankiem jest Chata Zamkovskiego, która wyłania się w niesamowity sposób z leśnych ostępów na tle pionowej olbrzymiej ściany.
 |
Zamkovskiego Chata i dwie siostry, 2006r |
Lepiej nie tracić sił i nie zatrzymywać się na popas w tej chacie, przed nami jeszcze długa wędrówka.
Dalszy szlak wywodzi nas z lasu i wyprowadza na widoki szczytów, które stawiają nas w niemym zachwycie. Jeden zagradza dolinę, a na nim, zdaje się, siedzi Chata Teryho.
 |
Widać już Chatę Teryho |
Skoro ją widzimy, wydaje się, że jesteśmy już blisko, nic bardziej mylnego. Do Teryho będziemy się wspinać łącznie cztery godziny, ale, wierzcie mi, warto!
 |
Alpejska dolina w drodze do Teryho |
Następne "oczko wyżej w wysokości" ukazuje nam wypłaszczenie z alpejską doliną, nigdzie takiej w Tatrach nie widziałam tylko tam. Wspinamy się spokojnie do ściany, która zagradza nam świat i podziwiamy cuda tej doliny. Przed zakrętem szlaku w lewo na ową ścianę warto na chwilę przysiąść, odpocząć i zjeść, nie damy rady dotrzeć stąd do Teryho "jednym rzutem".
 |
Ściana wspinaczkowa i nasza ekipa w 2006r |
A gdy już za nami ta wspinaczka i zdaje się, że mamy Chatę niemal w garści, okazuje się, że dopiero teraz zaczynamy się wspinać w kamiennym świecie. W 2004 szliśmy tu w zimnym tumanie chmur, które zasłaniały cały widok. Nie wiedziałam więc, dlaczego przewodnik grupy niemieckich starszych turystów - jedna pani ubrana na różowo dzielnie się wspinała, podpierając kijkami - zarządził na tej ścianie postój na jedzenie. Wydawało mi się to okropne, że kazał tym starszym ludziom siadać na zimnych kamieniach, gdzie wystarczyła chwila, by człowiek stracił całe ciepło ciała powstałe przy wspinaniu. A kiedy dotarłam do Chaty, wiedziałam już doskonale, jak mądre to było posunięcie.
Za pionową ścianą szlak prowadzi bowiem dalej w prawo do kamiennej głuchej kotlinki, kamloty wielkie jak domy nam towarzyszą. A z tej kamiennej studni wspinamy się do następnej i następnej - każda jest coraz węższa i bardziej głucha, bez echa. Można normalnie skonać, bo jest ich pięć. W 2006roku byłam już na to przygotowana, więc szło mi się znacznie lżej.
 |
Rozpoczynamy kamienny świat dolin-studni |
A kiedy już wyczerpuje się nasza cierpliwość i zaczynamy niemal zgrzytać zębami, oto wyłania się przed nami upragniona Teryho.
 |
Chata Teryho w Kotlinie Spisskich Ples, zdjęcie Beaty, przyjaciółki mojej siostry
|
Ostatni wysiłek i możemy wreszcie usiąść jak ludzie przy stole. Jest coś w tych górskich wspinaczkach, co sprawia, iż nabieramy totalnego dystansu do świata. Nie liczą się w życiu, jak się okazuje, sława pieniądze władza a nawet młodość, tylko zwyczajne buchty na parze w Chacie Teryho. Nigdzie nie smakowały mi tak, jak tam. Buchty na parze z sosem malinowym i nic więcej człowiek nie potrzebuje do szczęścia. Chata Teryho położona jest nad Małą Studeną Doliną w Kotlinie Spisskich Ples na wysokości 2015 m npm. Nie jest duża, może być tam ciasno, jeśli wdrapiemy się tam po południu. Widoki wokół rekompensują wszystko.
 |
Widok zza Chaty Teryho na Dolinę Małej Zimnej Wody |
 |
Moja siostra z moim mężem przed Chatą Teryho
|
 |
Część naszej piętnastoosobowej ekipy i autorka wielu zdjęć z tej wyprawy, Beata |
 |
Niewątpliwie tytuł tego zdjęcia Beaty to: Dzień dobry, czy mogłabym to zamieszkać? |
 |
Tak schodzimy. Pozdrawiam Cię, Beata, jeśli to czytasz😀 |
 |
Schodzimy tą samą trasą a widoki jakby inne |
Chata Teryho to osiem godzi trasy(łącznie z postojem w Kotlinie Spisskich Ples). Urzekła mnie na zawsze, kiedy tylko powrócimy do Velkego Slavkova to pierwsze co, wyruszam na spotkanie z tobą...
W 2006 roku przeszliśmy też z Hrebienoka pod Śląski Dom Magistralą Tatrzańską. Magistrala to szlak przecinający na wysokości kosówki w poprzek całe pasmo Tatr Słowackich na Spiszu. Nie jest zbyt ekscytujący, ale też z uwagi na łatwość można pozachwycać się miasteczkami w dole i kwiatami na trasie.
Zwykłe dzwoneczki a ile dodają uroku górskim wędrówkom.
Z Hrebienoka do Śląskiego Domu najładniejsze jest w sumie podejście do Magistrali a także w środkowym odcinku ogromne kamloty z wyłaniającymi po raz pierwszy odległymi szczytami. A kiedy poczujemy już znużenie dość monotonną trasą, nagle szlak skręca ostro w prawo i ukazuje się nam mocny widok Śląskiego Domu pod masywem Gerlacha.
Określenie, iż ten niepiękny i zupełnie niepasujący do górskich krajobrazów hotel sprezentowali Słowakom Polacy jest o tyle błędne, że pierwotny budynek postawiony w tym miejscu w 1895r przez Sekcję Śląską Towarzystwa Karpackiego MKE spłonął całkowicie w 1962r. Kto jest autorem obecnej szaty architektonicznej hotelu nie wiem.
 |
Śląski Dom pod Gerlachem, 2006r |
U stóp niemal Śląskiego Domu rozciąga się nieduży
Vielicki Staw, a szlak prowadzi w górę w kierunku Kwietnicy, Długiego Plesa i Polskiego Grzebienia(w cieniu masywu Gerlacha).
 |
Vielicki Staw, szlak do Kwietnicy prowadzi z prawej strony widocznego wodospadu. |
Powrotną drogę szlakiem(od Śląskiego Domu można też zejść asfaltem) zagrodził mi taki kwiat, niestety nie wiem co to.
Słów kilka, przy okazji 2006roku, o mieście Poprad, największym w tym rejonie. Powstało z pięciu osad: Popradu właściwego, Maciejowców, Spisskiej Soboty, Wielkiej i Straży pod Tatrami. Z tego powodu ma podobno pięć rynków - my widzieliśmy, zwiedzając miasto, tylko jeden bardzo urokliwy. Od 1412 roku do czasu pierwszego rozbioru Polski miejscowości te, w tym także Kwietnica, stanowiły część polskiego starostwa spiskiego, później znalazły się we władaniu Austriaków a następnie Węgrów. W Popradzie godne polecenia jest Muzeum Podtatrzańskie z różnorodnymi zbiorami kopalnych szczątków zwierząt z tych okolic a także ludzi, którzy pozostawili ślady swojej obecności w Ganowcach, o ile mnie pamięć nie myli w czasach neandertalczyka, zbiorami okazów mineralnych i etnograficznych a także Tatry i Śląski Dom w miniaturze. Rynek główny otaczają kolorowe, cukierkowe niemal kamieniczki.
 |
Kamieniczki w Popradzie, a poniżej vlak którym podróżujemy od Strebskiego Plesa do Poradu |
 |
A taki jest widok z Velkego Slavkova na Gerlach po lewej i Slavkovski po prawej, budzi pokorę nie ma co😉 |
Pięć kolejnych stron, od Przełęczy pod Osterwą i Rysów do Strebskiego Popradskiego, to opisy naszych następnych tras po Tatrach Słowackich od strony Popradu. Mam nadzieję, że się Wam spodobają i podążycie tymi szlakami na spotkanie tatrzańskich cudów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz