Wędrówki szlakami ciszy - Tatry 2024
1. Skąd przybiegłaś ballado?
Zanim wyruszyliśmy na spotkanie z tegoroczną królową polskich Tatr, balladą, przywitały nas monumenty granitów chmurami i ostatnim koncertem wierzbówki kiprzycy. Na Butorowy Wierch wjechaliśmy wyciągiem bez żadnej uchyby w godności górołazów - po trzech dziesięcioleciach wędrówek z okładem należy się nam ta wygoda😆
 |
Na Butorowym Wierchu drugiego dnia pobytu na RysulówceNieodmienna pochmurność czasua i tak potrafi zakląć się w magię. |
Z przyjemnością obfotografowaliśmy się w tym naszym notorycznym miejscu i spacerkiem-slalomem przez kałuże-poszliśmy do kapliczki na Prędówce.
 |
Kałuże kałużami a motyl się załapał.I jak nigdy przysiedliśmy sobie na ławeczce, by nasycić się ciszą.I moją nostalgią... |
A gdy tylko wyszło słońce, zameldowaliśmy się koło ósmej u wejścia do Kościelskiej. Zdawać by się mogło, że o tej Dolinie napisano już wszystko, a obfotografowano aż do przesytu. Okazuje się jednak, że po kilku latach niebytności, odkryć ją można na nowo. Trzeba jednak wystartować z samego rana.
 |
Gdyby nie te zdjęcia, nikt by nie uwierzył, że nawet obecnie u wejścia do Kościeliskiej może być tak pusto. Hala Pisana i dalej w drogę |
W nieprawdopodobnej w Kościeliskiej ciszy i spokoju przemierzamy uroki doliny. Krótki postój na Pisanej służy nam tylko, by zmierzyć się z Kirową Wodą.
 |
Bajka zaczęła się na Hali Pisanej.I pomknęła z nami dalej.W tym miejscu zdjęcie latem w ciszy i spokoju miałam ostatnio 14 lat temu. |
A uwertura ballady już gnała naszymi śladami, już zaczynała dzwonić mi w uszach. Skąd przybiegła, nie wiem, lecz na pewno ze mną została. Z nią nadbiegły wspomnienia z roku 2010, kiedy to wyruszyliśmy do Kościeliskiej też o ósmej rano i w takim samym słońcu. Czas robi swoje, a my tańczymy z jego balladą💝I docieramy do celu.
 |
Nie pamiętam, żebyśmy sobie latem robili takie zdjęcia na Hali Ornak Od wielu lat jest tu plaża Copacabana, czy uwierzycie?
I nawet o tej porze można w spokoju wybrać się stąd na Iwaniacką Przełęcz - co zdecydowanie odradzam😅Podejście od Kościeliskiej jest tak strome, że nigdy nie wybraliśmy się na Iwanicką z tej strony! Na Iwaniacką tylko od Chochołowskiej polecam- i to mówi ta, co zdobyła Rohacze, Granat Skrajny, Świnicę i Zawrat w obie strony😂 Kto raz zjadł tu szarlotkę, zapamięta ją na zawsze. Zejść w spokoju latem w schronisku na Ornaku nie zdarzyło się nam od tak dawna, że nie wiem, czy nie był to przypadkiem właśnie 2010 rok. A tegoroczne tłumy, które napotkaliśmy w następnym tygodniu w Wysokich Tatrach porażały. Wystarczyło zatem, by na Halę Ornak wybrać się o ósmej, a można Kościelską smakować do woli. Aż do schroniska szliśmy niemal sami - bezcenne. I choć w drodze powrotnej zaroiło się później od turystów, to jednak moje ukochane miejsca udało mi się złapać. |
To miejsce jest tak urokliwe, że robię sobie tu zdjęcia od dziesiątków lat. I za każdym razem mam wrażenie, że tylko my je odkryliśmy - nigdy nie ma chętnych by złapać taką fotkę.
 |
Raptawickie Turnie jeszcze w dostojeństwie ciszy. Tak też załapałam się na moje najukochańsze miejsce w Kościeliskiej - poniżej.
Szczelina tajemnic też załapała się na krótką rymowanke.A była tuż przy drodze, za tą skałą ukryta. |
A kiedy powróciliśmy do Hali Pisanej tam już "stonka kościeliska" grasowała z całym rozmachem. A wystarczy zrobić tylko kroków w górę, by górskie majestaty w dolinach zaklęte mieć wyłącznie dla siebie.
 |
Tabuny turystów zawaliły już główną drogę, a tu kilka metrów wyżej cisza przedwieczna.Już miałam schodzić ku nawałnicy na drodze, gdy odwróciłam się od tego magicznego świata i oko w oko stanęłam ze "zwierzotworem" roślinnym - poniżej.Cudom nie było końca i tak przyłożyłam się do tego fotografowania, że nagle jakaś pani popatrzyła na mnie zdziwiona, że w tych miejscach można zrobić fantastyczne zdjęcia, i załapała bakcyla😀 Dobrze, że chociaż jedna. Nie mogłam dość się nasycić Kościeliską. Znam ją na pamięć, a pomimo tego... Fotografka amatorka, nieźle zakochana😉 |
A ballada o Kościeliskiej, powstała do "Wierszoteki o północy", poczeka na spotkanie z czytelnikami zapewne do czerwca przyszłego roku💖Przygody nasze rozpoczęte tak pięknie pomknęły w przestrzeń a my za nimi. Na drugi ogień wyruszyliśmy przez Polanę na Płazówce, tatrzańskie wędrowanie byłoby niezaliczony bez niej i tamtejszego kościółka.
 |
Spotkanie z ciszą na Płazówce, była chyba dziewiąta. I mój kościółek |
Podróż w górę przypłaciłam znowu rozstrojem żołądkowym, lecz na szczęście poruszałam się szybko. A kiedy znalazłam się już na wzgórzu Płazowskim, które jest płaskie, wszystko minęło, dziwna sprawa.
 |
Uroczysko Giewontu w chłodzie poranka.Ludzie tutaj budzą się rano i mają takie widoki...a ja muszę jechać 650 km😄Nad moją głową zamglony podwójny Salatin, po lewej Pachola a dalej reszta Rohaczy. |
Wędrówka przez las w tej ciszy niemożebnej to odpoczynek wcale nie po wspinaczce. To raj dla duszy, przedwieczna przyroda i my, coś pięknego. Ulubiona polana w drodze z Płazówki na Butorowy przywitała nas nastrojem pochmurnym. Wszystkie znaki wskazują, iż jest to Mietłówka - wzniesienie prowadzące z Płazowskiego Wierchu na Butorowy Wierch przez Palenicę Kościeliską
 |
Słońce chowało się i wychodziło, oświetlając smutek pustki po zeszłorocznych plonach wierzbówki kiprzycy-w całości została chyba wycięta😢Nie mogłam w to uwierzyć, że nie ma już wierzbówkowego raju z 2023.W słońcu wszystko ładnie wygląda, a łanów wierzbówki nie ma.Znaleźliśmy jej resztki, gdy zeszliśmy z drogi prowadzącej skrajem łąk. |
W lesie prowadzącym na Butorowy spotkaliśmy dwie sympatyczne starsze panie, które szły w przeciwną stronę. Na takim bezludziu każda napotkana osoba jest jak skarb, to oznaka, że nie zostaliśmy jedynymi przedstawicielami gatunku, co to nieoczekiwanie znikł😂Wędrówka przez las z Mietłówki na Butorowy(skrywający poniżej polany Palenicy Kościeliskiej, gdzie na samym dole znajduje się "nasz" domek na Rysulówce)to wądoły pełne wody i błotniste leśne poszycie. Wychodzimy na znajome widoki na Butorowym w cieniu totalnym, mkniemy zatem na Gubałówkę, by zderzyć się tam z tłumami turystów, z którymi trudno się wyminąć. Można za to po drodze wstąpić na lody. Na takie krótkie wypady nie zabieramy ze sobą kanapek, żadne zatem buły w rodzaju burgerów nie wchodzą w grę - trzeba dbać o linię😄Zejście z Gubałówki za stacją przekaźnikową zwiodło mnie jeszcze słońcem i upałem, dopiero kiedy wypadłam na moje ukochane miejsce na tej trasce, pomyślałam, że coś się święci. Za szybko następowały zmiany w pogodzie.
 |
Jakim cudem przy niezmordowanej ilości chętnych wspinających się tędy na Gubałówkę dajemy radę zrobić sobie takie samotne zdjęcia w tym miejscu, nie wiem.Kilkadziesiąt metrów niżej wiedziałam już, że żarty się skończyły, że trzeba gnać w dół.A pomimo pomruków burzy, jak widać, Madzia artystka, jeszcze dwie fotki strzeliła😅 |
Zamroczone ciemnością Tatry, było to około godziny piętnastej, i te głuche pomruki sprawiły, że niemal biegliśmy w dół, żeby tylko zdążyć przed burzą. A w górę ciągnęły wciąż grupy ludzi z dziećmi, gdzie jest przecież odkryty teren a potem droga prowadzi w lesie, cierpła mi skóra na myśl, co oni robią. Byliśmy już niemal na wysokości pierwszych domów, gdy w górę mijała nas dwójka młodych, na oko dwadzieścia dwa-trzy lata, napakowanych mężczyzn, a z nimi dwie dziewczyny. Jeden z nich obejrzał się za siebie na ten spektakl czarnych zasłon nad Giewontem, a właśnie strzelił tam piorun, i mówi do swojej grupy: ale tam wali! A mnie ciary przeleciały po grzbiecie. Tam?! Człowieku, pomyślałam sobie, przecież ta burza będzie tutaj za pięć minut!!! Ledwo zdążyliśmy dotrzeć do bud pamiątkowych pod Gubałówką - gdzie już wiedziałam, że w razie czego schowamy się pod mostem - a ja wciąż wierzyłam, że zdążymy na przystanek. Zerwał się wiatr, robiło się coraz zimniej i ciemniej a ludzie w najlepsze robili zakupy. My pędem pod most, a potem ja wyrwałam na ten przystanek - gdzie bus to i za pół godziny mógłby przyjechać, ale co było gdyby nam uciekł? Dramat! Zupełnie jakby miał to być ostatni bus na świecie. A kiedy wypadłam na chodnik spod mostu, zerwał się wicher, zaczęło padać, a ja słyszę za sobą, jak Jarek woła: wracaj, musimy się schować! Normalnie żadna żona nie słucha się męża, ale przy tym zatykającym płuca wichrze i deszczu coraz mocniejszym, a głównie z powodu, że szanowny małżonek zawrócił, odwróciłam się w pędzie i chodu pod ten most!😂I co się zadziało! Koniec świata, armagedon burzy, pioruny waliły jak oszalałe, a na to co lało się z nieba, nie ma w języku polskim odpowiednika. To po prostu był kataklizm powodzi. Ci, co nie zdążyli, tak jak my, uciec szybciej pod most zostali w ułamku sekundy przemoczeni łącznie z narządami wewnętrznymi😆(bo odzież nie nadawała się już do niczego). A my, jako jedyni, dumne górołazy znawcy tematu wyciągnęliśmy profesjonalne kurtki, które założone na suche ubrania zatrzymały ciepło przy ciele(w moment zimnica zrobiła się straszliwa). Od słów owego młodego człowieka, że burza jest tam - a zabrzmiało to tak, że tam to ludzi zleje totalnie, a my tutaj jesteśmy super goście bezpieczni - upłynęło nie więcej niż dziesięć minut. A zatem pomyliłam się o pięć. I ci wszyscy w drodze na Gubałówkę zostali wystawieni nie tylko na hekatomby wody z nieba, ale też na piorunowisko. Ci zaś w lesie "utonęli" w błocie. Faktem jest, że gdybyśmy przyjechali jeszcze w słonecznej aurze pod Gubałówkę na zakupy, pewnie nie zabieralibyśmy kurtek przeciwdeszczowych, ale przynajmniej schowalibyśmy się pod mostem, nie czekając na finał. A burza total trwała może piętnaście minut😅I wszystko się skończyło, tylko potoki wody na chodnikach zostały.
Na kolejną wycieczkę wybraliśmy się na Staników Żleb, o którym na północy mówię, że absolutnie w tym roku sobie odpuszczam, po czym pędzimy znowu na nasz ukochany szlak. Słońce na początku dopisało.
 |
Mostek jest, tylko strumienia pod nim z lekka brakuje.Wspólne zdjęcie zrobił nam jakiś przygodny turysta, jedyny na tej trasie. |
Zdążyliśmy zjeść przy stoliku na Miętusiej Polanie w słońcu, a gdy zaczęliśmy schodzić słońce już się schowało. I ten dzień na Wysokie Tatry nie nadawał się.
 |
Tym razem nie biegliśmy, zachmurzyło się, ale nie grzmiało😆A na tą łączkę weszłam sobie pierwszy raz.A tutaj jakoś nikt się nie wspinał. Czerwone Wierchy i my - tak trzymać. |
Pierwszy tydzień pobytu na Rysulówce zbiegł jak sarna z wierchów, a my szykowaliśmy się na Wysokie Tatry. Ach te góry, co zrobić, gdy kogoś tak pochwyciły w sidła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz