Hladovka inna niż wszystkie
Jak mnie zgnębił wirus grypy zimą, tak latem w Hladovce dopadł nas oboje. Nie dość, że wyjechać musieliśmy z tego powodu dzień później, to nasz słowacki wyjazd stanął pod znakiem walki z grypowym przetrzebieniem organizmu. A że u mnie pokutował jeszcze na Rysulówce, to dzwonek alarmowy roztrąbił się - muszę zaszczepić się przeciwko grypie na kolejny wyjazd. A pomimo tych historii Słowacja zachwyciła nas jak zwykle - cisza spokój, bardzo życzliwi ludzie. I przestrzeń, która nad morzem stanowi granicę nie do przekroczenia - nikt nie dopłynie do horyzontu, a tu każda wiejska droga doprowadzić nas może do górskich kolosów zwalonych na tej linii.
|
Wyjeżdżamy z Gdańska z reguły około 3.30 i po sześciu godzinach ukazują się Tatry - na końcu asfaltu ledwo widoczny Giewont a za nim Czerwone Wierchy, po prawej nasze ukochane Rohacze. Taka nagroda za pobudkę skoro świt widoczna jest tylko z drogi z Chabówki do Chochołowa.W 2004 roku zrobiłam sobie pierwsze takie zdjęcie w lusterku samochodu - w tle Rohacze.I ta pustka...
|
Mieliśmy tego roku niezwykłe szczęście do pogody, w Hladovce deszcz padał ze dwa dni, lecz poza tym było bardzo ciepło i bezwietrznie. A widoczność nie skąpiła łask.
|
Tatry Słowackie z ChochołowaŁąki i pola ścielą się z polskiej strony aż po Tatry na Słowacji. |
Pierwszego dnia pojechaliśmy po nasze tradycyjne widokówki tatrzańskie - za mostem w Chochołowie asfaltowa droga prowadzi w prawo przez łąki i pola w kierunku ścieżki rowerowej, którą zbudowali Słowacy przy współudziale Polaków. Nigdy nie dajcie się zmylić, iż ten podziurawiony asfalt za mostem jest ścieżką rowerową! Turyści o tym nie wiedzą, a w błąd wprowadzają pracownicy wypożyczalni rowerów, która mieści się przed mostem. Jest to droga dojazdowa do łąk i pól mieszkańców Chochołowa, jeżdżą po niej nie tylko samochody, ale i traktory. Wędrują tu też ludzie i wolno im, bo prawdziwa ścieżka rowerowa zaczyna się dużo dalej.
|
Tak rozpoczęliśmy naszą letnią przygodę z Tatrami w 2024 roku.Fanfary przyrody i pogody💚I nasz ulubiony most nad Czarnym Dunajcem w Chochołowie |
W tym roku przyjechaliśmy na początku lipca, mam nadzieję zatem, że to co kwitło nad Czarnym Dunajcem to był arcydzięgiel a nie śmiertelnie trujący barszcz Sosnowskiego.
Wieczorny spacer wyprowadził nas naokoło Hladovki. I jak zawsze załapaliśmy się na uroki świata roślin.
|
Hm, oset to czy inne dziwo? |
Zaklęta w czasie Juraniowa przywitała nas ciszą, lecz tylko dlatego, że wybraliśmy się tutaj we wtorek( niedzielne tłumy odbierają radość z obcowania z tym urokliwym zakątkiem).
|
Słowackie wędrówki 2024 rozpoczęliśmy w Juraniowej. |
Adrenalina nakręciła się nam upojeniem początku Juraniowej, by zaklinować mnie atakiem grypy na podejściu, które pokonuję zwykle w piętnaście minut. Nie wiem, czy mordowałam się dwa razy dłużej czy więcej, ale wdrapałam się na ten pagórek wyłącznie siłą woli. A tam słońce się schowało, w takiej cienistej Juraniowej więcej jest jednak tolkienowskiej magii.
Nie spotkaliśmy chyba żadnego człowieka na tej wąskiej ścieżce, za to złapałam na fotograficznym polowaniu takie oto ujęcia.
W Zakopanem w tym czasie straszliwie lało, w rejonie Hladovki też przechodziły niezłe zlewy, a woda w Juraniowej ledwie ciurkała, nie wiem, co było tego powodem. Natrafiłam za to na lilię, ostatnio takie trofeum "zdobyłam" tu dokładnie dziesięć lat temu.
|
Nieustające schodki Juraniowej |
Ledwo wydostaliśmy się z cienia wąwozu Juraniowego a wyszliśmy na deptak słońca, po którym wędrowało sobie takie radosne stadko.
Wydłużaliśmy krok w drodze powrotnej do Oravic na parking, bo jakoś nieprzyjaźnie nad Osobitą gromadziły się ciemne chmury.
A że podchodzenie tego dnia nie bardzo nam wyszło, na następną wyprawę wybraliśmy się tylko w dół😅Dobrze, że i takie można zrobić w tym rejonie Tatr.
Parking pod Rohaczami to jedno z moich ukochanych miejsc. Rano, nawet koło dziewiątej jest tu pustawo, a słonce rozłożone na Trzech Kopach i Grubej Kopie widocznych na zdjęciu to zapowiedź kolejnej przygody, po prostu słychać jej zew. Wjeżdżamy wyciągiem i wysiadamy pod Spaleną, choć stąd szlak prowadzi najpierw na Brestową.
I choć był to już trzeci nasz wypad tylko w dół z tego miejsca, ta trasa nigdy się nam nie nudzi.
|
Zachwyty w ciszy i samotności |
Za plecami górna stacja wyciągu a my zmierzamy do chatynki latem zamkniętej. Za każdym razem zadziwia mnie to miejsce, stok narciarski po którym nasz Paweł z przyjaciółmi szusował w 2017 roku z taką prędkością, że aż słabo się robiło - nagrał to na kamerce czołówce. Tak my zjeżdżać z Jarentym nie nauczymy się, pozazdrościć.
|
Kwitnąca wierzbówka w niczym mnie tu nie zdziwiła. |
|
Była to wyprawa po magię.
|
Napić się w tym miejscu kawy... kariera władza pieniądze sława, cóż to znaczy wobec takiej poezji szczęścia.
|
Budka latem jest zamknięta, kawę mieliśmy w termosie. |
To właśnie w tym miejscu poczułam oddech gór, przerodził mi się później w Fletu powiew i Skrzypiec śpiew w takim maleńkim "Kwartecie w koronie Rohaczy". Jeszcze kilka miesięcy, jak dobrze pójdzie, i będę trzymać w rękach mój ukochany górski tomik wierszy "Ścieżkami mgieł". A to oznacza, że podzielę się z wszystkimi moją miłością do tatrzańskiej magii. Dalsza podróż z chatki na stoku narciarskim pod Spaleną to sudeckie wspomnienia wędrówek po lesie, a ja rozpoczęłam tegoroczne "łowy" na motyle.
|
Kilkadziesiąt kroków i stajemy przy górskim drogowskazie.Stąd ukazuje się Wołowiec, jakiego z polskiej strony nie ujrzymy. Długa droga w lesie doprowadzi nas do wyczekiwanego miejsca z widokiem na dostojną Osobitą. |
Kiedy pogoda na górskie wycieczki nie dopisuje, jedziemy z Hladovki do Zuberca na kawę i ciacho. Pomruki burzy wygoniły nas z tego ślicznego cichego miasteczka, choć zdążyliśmy jeszcze zrobić zdjęcia i to nawet z wieżą widokową, na którą zamierzamy się wspiąć w następnym roku.
|
Fontanna w Zubercu. Uwielbiam to miasteczko.Wieża widokowa jest ledwo widoczna z prawej strony.Oj, będzie burza, trzeba wsiadać do samochodu i uciekać. |
Ostatniego dnia zrobiliśmy rozpoznawczą pieszą wycieczkę z Hladovki do Suchej Hory i z powrotem. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nasze tegoroczne wyprawy po Tatrach będą wędrówkami śladami ciszy. A zaczęło się to właśnie na owej słonecznej trasie słowackiej. |
Wędrówka z Rohaczami...w tle.Hladovka w dwóch ujęciach |
Nigdy nie byliśmy fanami tłumów. Cisza spokój i odgłosy natury to muzyka dla serc, jeśli tylko ktoś je otworzy i nastawi na ten odbiór. Wpisy zatem inernautów, iż nie liczą się dzikie tłumy ludzi na uczęszczanych szlakach, bo wszystkim wolno się wspinać, a tylko zdobycie szczytu, to bajka, ale z rodzaju złych. Rozpoczęliśmy naszą podróż życia z Tatrami w 1987 roku, kiedy na górskich wyprawach spotykaliśmy wyłącznie zakochanych w tych pejzażach i trudzie. I było tych ludzi tak mało, że chętnie się ich mijało. Od razu nawiązywała się rozmowa: gdzie byliście, jak tam się idzie i jak długo. To była wtedy norma oprócz zwykłych pozdrowień. Nauczyliśmy się zatem obcowania z przyrodą nietkniętą niemal ludzką stopą, a także przyjemności jaka płynie ze spotkań z innymi miłośnikami Tatr. |
Słowacki obrazekSamotność.......i urzeczenie |
Jeszcze kilka lat temu można było wędrować podobnie, dziś po pandemii, tatrzański świat ludzi urzeczonych tymi pejzażami skurczył się do wspomnień...i takich właśnie wycieczek. Szlaki ciszy są wbrew pozorom ogólnie dostępne, tylko mało kto wie, gdzie ich szukać. I co najważniejsze, żeby ten cel osiągnąć trzeba wychodzić z domu jak najwcześniej, co oznacza o siódmej już na trasie! |
Wierzbownica kosmata przed Suchą Horą osiągnęła apogeum😆Wierzbówka kiprzyca w drodze powrotnej wzbudziła nasze zdumienie - już przekwitała. |
W Suchej Horze nie zrobiliśmy zdjęć, poprawię się w przyszłym roku. W tym chcieliśmy ustalić, skąd prowadzi szlak na Magurę Witowską, i udało się nam. Na 2025 mamy zatem ustaloną trasę Hladovka-Sucha Hora-Magura Witowska i powrót do Hladovki. Zajmie nam to około sześciu godzin z postojami, ale też będzie to wyprawa marzenie - nieznanym szlakiem podróż po przygodę. |
Wędrowcy krainą ciszy i spokojuZ widokiem na Hladovkę, poniżej |
Tegoroczna przygoda z wierzbówką kiprzycą miała się dla nas rozpocząć pod koniec wyjazdu w Tatry - przyjechaliśmy na Słowację szóstego lipca, a wierzbówka zakwita na przełomie lipca i sierpnia. Tymczasem, ku naszemu przerażeniu, za Suchą Horą okazało się, że ona już przekwita. Suche wierzbówkowe badyle nie budziły żadnej wątpliwości. |
Ta kraina ciszy doprowadziłaby nas pod same Rohacze.A tu trzeba było pożegnać ciszę pod Tatrami i powrócić na drogę do Hladovki. |
Krainą ciszy powędrowaliśmy spod horyzontu Rohaczy z powrotem do cywilizacji. Już wiedzieliśmy, że z przyrodą dzieje się coś złego - skoro wierzbówka przekwita miesiąc przed terminem kwitnienia, to oznacza, że idzie jesień. Ledwo zdążyliśmy w sobotę spakować się i dojechać na Rysulówkę, pan Stasiu nam to potwierdził. A zatem to świetnie, że w tym roku przyjechaliśmy tak wcześnie w Tatry, jeszcze zdążyliśmy z tą królową przywitać😃
|
Czas spływa spod Rohaczy dolinami ciszy.
|