Podróż w Tatry dwieście lat temu
Historia fascynowała mnie od zawsze. W podróży przez czas do Tatr odległych raptem o dwieście lat odkryć możemy świat tak odrębny od naszego, że tylko owe granitowe majestaty pozostały takie same. Jakiego jednak użyć wehikułu czasu, by podróż się nam udała? Na razie nie sięgam głębiej, niż do Seweryna Goszczyńskiego, którego postać opisałam w pierwszym wpisie na stronie Poeci i pisarze dla Tatr.
|
Seweryn Goszczyński, domena publiczna. |
Po upadku powstania listopadowego Seweryn Goszczyński przebywał dłuższy czas w Galicji i gościł się u rodziny Tetmajerów. Z Tarnowa wyruszył w wymarzoną podróż do Tatr, którą opisał w powszechnej wówczas formie, jaką były dzienniki(dziś nazwalibyśmy to dzieło po prostu pamiętnikiem). Podróż pisarską do Tatr rozpoczął
4 kwietnia 1832 roku ze wsi Mikołajowice. Kiedy wyruszyłam razem z nim w "Dzienniku podróży do Tatrów", opublikowanych po raz pierwszy w 1853 roku w Petersburgu, odkryłam zupełnie inny od dzisiejszego świat.
|
Widok z Trzech Koron na Tatry w kierunku zachodnim,zdjęcia z 2009 roku. W swojej podróży ku Tatrom w 1832 roku S. Goszczyński zatrzymywał się w wielu wioskach na Podhalu i taki widok ukazywał się jego oczom.Był też Goszczyński w rejonie Bukowiny i takie same Tatry w śnieżnej pokrywie oglądał(zdjęcia robiłam w połowie kwietnia 2009r). Z lewej strony widać Tatry Bielskie.Z czerwonym dachem widoczne termy w Bukowinie. W XIX wieku na całym Podhalu królowały przepiękne chaty góralskie, których żywe nieomal eksponaty funkcjonują nadal jako domy mieszkalne w Chochołowie. |
Pierwszym faktem, który odziera nas dziś z nadmiernej pewności siebie, jest brak Polski pod Tatrami w 1832 roku. Granica Węgier z Austrią przebiegała na Dunajcu, pomimo iż oba kraje stanowiły jedno mocarstwo Austro-Węgry. Z rejonu Mikołajowic na Podhale Goszczyński przejeżdżał przez osady niemieckie, których dziś nie uświadczymy. Język polski był wówczas jedynie językiem prostego ludu oraz inteligencji, która na tych terenach polskość krzewiła. Aby porozumieć się z władzami tych terenów wymagana była znajomość języka niemieckiego. A że "Dziennik podróży do Tatrów" napisał powstaniec listopadowy wielokrotnie padał w tekście przymiotnik: polski. Cenzura zapewne nie była zbyt ścisła, skoro przepuściła takie określenie na swoją ówczesną własność. |
Widok z Przełęczy Szopka na Tatry. Goszczyński podziwiał je z ruin zamku Czorsztyn. |
Druga fala inności tego nie tak odległego w czasie - jeśli spojrzymy na tysiąc lat istnienia Polski, choćby przez 123 lata tylko w sercach ludzi - świata to cywilizacja bez prądu. Nocne niebo rozświetlone tylko migotaniem gwiazd i księżycem, gdy łaskawie raczył wyłonić się zza chmur. Sadyb ludzkich na ziemiach polskich nie było dużo - w połowie XIX wieku populacja Polaków liczyła sobie około siedemnaście milionów. Nie istniały łuny miast - światła gaszono w nich o dwudziestej drugiej, by zapobiegać pożarom od pozostawionych na noc świec, gdyby gospodarze przysnęli. Temu celowi służył specjalnie opłacany przez miasta strażnik - chodził po ulicach i głośno nawoływał (jak wiele razy powiadała mi mama): "Już dziesiąta na zegarze gaście światła gospodarze". A we wsiach ludzie chodzili spać z kurami, bowiem tak bezcenny nabytek jak świece kupowano bardzo rzadko i tylko jako wotywne do kościoła. Po zapadnięciu zmroku ciemności były więc niemal egipskie. A przecież brak prądu oznaczał nie tylko brak żarówek. Oprócz wszystkich urządzeń ułatwiających nam życie i dostarczających zabawy, bez których moglibyśmy się na upartego obejść, drastycznie dotknąłby nas brak bieżącej wody. Mycie codzienne to zdobycz współczesnej cywilizacji, wówczas ludzie obawiali się nawet zwykłego przeziębienia. Każde mogło skończyć się śmiercią w razie powikłań, a medycyna stała wtedy na etapie ziołolecznictwa i niczego innego. A że nie było też kanalizacji, brud panoszył się wszędzie i choroby atakowały ludzi nawet bez przeziębienia. I pomimo tych wszystkich niedogodności z naszego obecnego punktu widzenia ludzie radzili sobie, cieszyli się życiem i podróżowali po krainach dla nich tak egzotycznych, jak dla nas mogą być światy w kosmosie. |
Widok na Tatry Słowackie z Velky'ego Slavkova. Kieżmark położony jest dalej na południe, lecz ten sam widok ujrzeć musiał Goszczyński w swej podróży do Tatr - za wyjątkiem kolei, które jeszcze nie istniały. Zdjęcia z 2013roku Łomnicę również widział z Kieżmarku - tu z wysokości Strebskiego Plesa.Na jej szczycie zbudowano w latach 1936 - 1940 górną stację kolejki linowej oraz Instytut Hydrometeorologiczny a w latach 1957 - 1962 postawiono obserwatorium astronomiczne. |
Seweryn Goszczyński dotarł w swej tatrzańskiej podróży aż do Kieżmarku, lecz nie wiem, czy poznał legendę o Beacie Łaskiej(napisałam o tej księżnej na stronie Zamki, skanseny i inne atrakcje). Zwiedził Dolinę Kościeliską, ale w takich mgłach, że przesłoniły mu jakikolwiek widok. Wspiął się też do Doliny Pięciu Stawów z Łysej Polany, podziwiając po drodze Siklawę. W tym miejscu oddam głos autorowi Dziennika. "Lecąca woda, połamana, pokłębiona, wrząca, zdaje się być tylko pianą i brylantami. Rodzi się z niej wieczny deszczyk i zlewa pobliższe miejsca"( Dziennik podróży do Tatrów, Zakład im.Ossolińskich, Wrocław-Kraków, 1958 rok, strona 200-201). Pisał też Goszczyński o tęczach, które rodzą się w pędzącej w dół w Siklawie, nie było mu jednak dane ich ujrzeć. A nam się udało. |
Pędząca w dół SiklawaSiklawa z tęczą, 2013 rok. |
To była najdłuższa tatrzańska wyprawa autora Dziennika - z Piątki zwanej wówczas Pięciostawami wyruszył(wraz z kilkoma towarzyszami)na Świstówkę. Ku memu zdumieniu pan Goszczyński zbezcześcił jedno z mniejszych stawów doliny i się w nim wykapał - jak to nazwał, chciał "niby ochrzcić się jako dopuszczony już do tajemnic Tatrów"(Dziennik j.w. str.203). Kąpiel była krótka, bo woda straszliwie zimna, ale dla nas - nauczonych, że dłoń i owszem zanurzyć w bezcennych stawach TPN można - taka kąpiel to świętokradztwo(pomijając fakt, że zabroniona). Autor Dziennika był jednak bardzo dzielny i jako pierwszy ze swych towarzyszy parł do przodu, zostawiając resztę w tyle, czym wprawił w podziw górali przewodników. Do Morskiego Oka dotarli około osiemnastej, i tu również ku memu ogromnemu zdumieniu, nie zrobiło ono na poecie wrażenia, bowiem uprzednio zachwyciły go Pięciostawy. Omal nie padłam, gdy to przeczytałam. Morskie Oko jest dla mnie bowiem cudem wśród cudów tatrzańskich. Dolina Pięciu Stawów owszem poraża swym ogromem, nie ma jednak takiej magii jaka jest w kotle Morskiego Oka. |
Dolina Pięciu Stawów niemal ze szczytu ŚwistówkiMorskie Oko z Kępy Wolarni- ze Świstówki go nie widać, trzeba jeszcze się nieźle nadreptać, żeby ten widok zobaczyć.Poranna magia Morskiego Oka z drogi na Wrota Chałubińskiego, 2015r.I popołudniowa w drodze powrotnej |
Takich widoków Goszczyński co prawda nie miał, docierając do Morskiego Oka ze Swistówki, ale ogrom tego stawu utopionego w objęciach majestatów górskich i przybranego w kobierzec drzew pozostawia niezatarte wrażenie na zawsze. |
Morskie Oko a nad nim ściana kryjąca Czarny Staw pod Rysami, 2012.Owal Morskiego Oka Mięguszowieckie Szczyty z Mnichem pełnią straż nad Morskim Okiem.Takich zakątków nad Morskim Okiem jest mnóstwo.
|
Autor Dziennika ze swymi towarzyszami strzelał jeszcze na pożegnanie z Tatrami z miejsca dzisiejszego schroniska - przyznać musimy, że tamten świat był tak inny od naszego, że czasem nieco tamtym wędrowcom po Tatrach zazdrościmy. Nie dość, że sobie postrzelali na wiwat nad Morskim Okiem i z towarzyszącym im echem powracali, to jeszcze z tego miejsca jechali konno do Łysej Polany. A z drugiej strony? To dopiero jest szok! Nie było przecież żadnych szlaków, ułożonych mniej lub bardziej wygodnie kamieni, oznaczeń, a co najważniejsze żadnych schronisk na tych wycieczkach. One po prostu nie istniały, podobnie jak parki narodowe. Tak, z trzeciej strony, nie było też dzikich tłumów turystów na drodze do Morskiego Oka ani plaży Copacabana w tym miejscu. Wędrowcy smakowali magię Tatr jako samotnię gór. |
Widok z Turbacza na Tatry Wschodnie, 2022r.W tych widokach S.Goszczyński zakochał się, nie dziwota...Jest to mniej więcej połowa drogi na Turbacz ze strony Oleksówki w Nowym Targu. |
Zachwyca zatem opis zdobycia Turbacza, zwanego przez Goszczyńskiego Kluczkami. "Na południe mieliśmy Tatry. Grube chmury przewalały się po nich, to je całkiem zasłaniały, to odkrywały raz od spodu, drugi raz od wierzchu(...)Ta walka chmur z pogodą, cienia ze światłem, ta ich gra ustawna na tych olbrzymich klawiszach była mi daleko milsza jak nieruchomość, zadumanie gór nad jednotonnym światłem nieba wypogodzonego, powietrza drzymiącego. Nigdy też Tatry nie wydały mi się tak nęcącymi, nigdy tak rozniosłymi, wiele razy wystąpiły spod osłony obłoków..."(Dziennik j.w.str.186). A w drodze powrotnej zaskoczyła wędrowców noc, lecz "księżyc czarodziejsko przyświecał. Góry oblane były jego światłem, skały je odbijały, błyszczały przydrożne potoki jak lustra salonów, iskrzyły się uroszone łąki jak mleczna droga gwiazd niebieskich. A gdzie mieliśmy zarośle, tam krocie świętojanek nam przyświecało, jedne, nieruchome, w mroku gęstwin, w kępkach trawy, inne, skrzydlate, przemykały się przed nami, krążyły około nas jak latające gwiazdki. Nigdy nie zapomnę tego wieczora, tej przechadzki nocnej".(Dzienniki j.w.str.190). |
Tatry mgliste też mają swój urok, jakby nawet więcej magii... Hladovka 2023 i samotny wędrowiec Jarek |
Na potrzeby Dziennika stworzył też Goszczyński słowniczek Podhalan, gdzie wyjaśnia znaczenie takich słów jak: turnia, upłaz, skała, juhas i baca, ale też obce memu uchu drapa - bok góry, wąwóz skalisty, hator-pastwisko, bania jako kopalnia rud żelaza, hawiarz-górnik, perść - ścieżka między zaroślami w górach(nam znane jest jako perć), strysz - drobna kra lodowa a zły raz to szubienica. Cytuje też szereg zapamiętanych pieśni góralskich i przyśpiewek. Oto przykłady za autorem Dziennika.
"Bodaj ty, dziewcyno, maliniaku zjadła,
Coś ty Janickowi do serduska wpadła.
Chyba cię, dziewcyno, diabli malowali,
Co do twoich licek taką krasę dali.
- Ej! dyć mnie malował sam Pan Jezus z nieba,
bo do moich licek takiej krasy tseba."(Dz j.w.str.143,144)
I jeszcze taka króciutka przyśpiewka mi sią podoba.
Wysoki zamecek,
Wziąłeś mi wianecek.
- Wyzsa jesce skała,
Samaś mi go dała".(Dz j.w..str.145)
Jedyne co dziś bardzo razi w "Dzienniku podróży do Tatrów" to zachwyt jaki roztacza autor nad prostym, niewykształconym i niepiśmiennym góralem. Opisuje pięknie góralskie stroje, pieśni, muzykę, ale samego mieszkańca gór traktuje jak dziwo, eksponat w fantastycznym żywym muzeum, który należy podziwiać, lecz za wszelką cenę trzymać z daleka od jakiejkolwiek edukacji. Nowomodnych filozofii góralom nie potrzeba, tak twierdzi szlachcic Goszczyński, co po nitce do kłębka prowadzi do wniosku, iż trzeba tego chłopa pańszczyźnianego - bo takim był też mieszkaniec ówczesnego Podhala - trzymać krótko z karkiem przygiętym do ziemi, niech na jaśniepaństwo haruje od rana do nocy i broń Boże nie poznaje świata. Kto za dużo wie, tym się trudniej rządzi. Niemniej Seweryn Goszczyński uczynił wyłom w kilkuwiekowej tradycji szlacheckiej traktowania chłopów - czyli ludu jak zawsze w sposób szlachetny o góralach wypowiada się autor Dziennika - jako podgatunek człowieka, którego nazywała nie inaczej jak chamem. Przyznaje bowiem z żalem na wielu stronach swego pamiętnika, iż nigdy nie zbratał się z góralami. Nietrudno się dziwić, że sami mieszkańcy gór odnosili się do hrabiostwa z ogromną rezerwą, trzymając ich za ścianą swego życia. Kolejny wyłom w ludzkim porozumieniu się ze wszystkimi mieszkańcami polskiej ziemi nastąpił kilka dziesiątków lat później, gdy nastała era modnej pod koniec XIX wieku i na początku XX "chłopomanii", gdy inteligencja artyści i inni bojownicy o równość między ludźmi, żenili się z córkami chłopskimi. Nie zawsze gwarantowało to szczęśliwie życie, jak w przypadku żony Stanisława Wyspiańskiego, Teodory, której po śmierci genialnego malarza i dramaturga odebrano dzieci, bo stwierdzono, że ich nie wychowa jak trzeba. A jak trzeba, uznali ci mądrale, że wiedzą lepiej od matki. |
Chmurność Tatr ma swój urok, przytłaczają wtedy ogromem granitów. Widoki z Butorowej połoniny na Rohacze, 2023.Po lewej stronie Czerwone Wierchy |
Na zakończenie przytoczę jeszcze opis Seweryna Goszczyńskiego mgły porannej w górach.
|
"Dziennik podróży do Tatrów", str.248 i 249
|
Zachęcam wszystkich, którym poetyckie wizje Tatr i starego, sprzed dwustu lat, Podhala otwierają w głowie i sercu nowe przestrzenie, a także wzmacniają moce przerobowe w czytelnictwie😄, do przeczytania wspomnień Seweryna Goszczyńskiego zawartych w jego "Dzienniku podróży do Tatrów". Przed tym patriotą-powstańcem w Tatrach gościł Stanisław Staszic - może dotrę do jego zapisków tatrzańskich.