Kalejdoskop zmian. Zima w Tatrach 2024
Wytrwali obserwatorzy przyrody a także cykliczności plam słonecznych już dawno wydedukowali, iż pewne odmiany pór roku powtarzają się co dziesięć lub jedenaście lat. Z moich obserwacji sprawa ta dotyczy zwłaszcza zim. W 2013 roku nasz sezon pod Tatrami nazwałam Oceany śniegu - rok 2023 to kilometry śniegu co skończyło się zamknięciem TPN na kilka dni, pierwszy raz od jego powstania w połowie XX wieku.
 |
Nasz ukochany zjazd na trasie z Gdańska do Zakopanego - z Balic na Libertów. To wjeżdżamy na zakopiankę. |
Rok 2014 z kolei zapisał się w naszym zimowym pamiętniku tatrzańskim taką "ilością braku" śniegu, że na tydzień pobytu zabieliło się na trzy dni. W górach śnieg był, reszta terenu zgniła, jakby padł pomór na ziemię. I tego właśnie spodziewałam się w tym roku.
 |
Totalna zadymka na Gubałówce wypłoszyła turystów. |
Na Wybrzeżu, jak nigdy od wielu lat, zima trwała od 24 listopada - za wyjątkiem dwóch tygodni w okolicach Świąt - przez sześć tygodni. I dokładnie 24 stycznia w dzień naszego wyjazdu w góry skończyła się totalną chlapą. Świat zapłakał na naszą podróż tatrzańską - przez całą niemal Polskę tak lało, że tylko szalejące wycieraczki było widać na szybie samochodu. A wicher szarpał nim na wszystkie strony, że gdybym to ja miała prowadzić, to chyba nie przekraczałabym 60km/h.
 |
Lasek przed wyjściem z Gubałówki na Butorowy Wierch chronił przed szalejącą zadymką - po herbatce z termosu, aż nie chciało się wychodzić na śnieżne pole zawieruchy. |
Taką też pogodę zastaliśmy na Rysulówce. Już jednak następnego dnia zaczęło sypać, a my nie przewidzieliśmy, że na Gubałówce będzie zamieć zapierająca wręcz dech - wiało i sypało prosto w twarz. Z trudem przebrnęliśmy teren bud sklepowych, zresztą zamkniętych w większości na głucho, bo turystów przyjechało w styczniu znacznie mniej, niż poprzedniego roku.
 |
Nagrodzony trud przedarcia się przez zamieć otwartego terenu Butorowego - kolejny las zapewniający ochronę przed wiatrem. |
Dopiero w tym miejscu odpoczęłam od zaciskania na twarzy szala i kaptura - dla niewtajemniczonych informacja, iż po wyprawie w zamieci przy minus dziesięciu stopniach C z Kasprowego na Beskid w 2019 roku dostałam porażenia siódmego nerwu twarzowego. O szczegółach tego horroru chciałabym zapomnieć na zawsze. Od tamtego czasu każdy wiatr silny lub zimny to dla mnie niebezpieczeństwo powtórki. Po co zatem człowiek pcha się z uporem godnym lepszej sprawy w takie warunki? Po pierwsze szczelnie zasłania zagrożony policzek😅a po drugie jak już wyruszył na wycieczkę, to tak łatwo się nie podda😂Zwłaszcza, że był w terenie super bezpiecznym - a z czym wiąże się to zdanie, opowiem później.
 |
Nieco w lewo od miejsca gdzie Jarek stoi, kwitną w sierpniu łany wierzbówki kiprzycy, przy których za każdym razem się fotografuję.Nareszcie leśna cisza |
Las przynosi ukojenie od wiatru. Nie mogłam jednak sobie podarować ryzyka kolejnego wiania i zarządziłam zdjęcia przy kapliczce na Prędówce😊
 |
Stąd widok na Tatry był tej zimy nie byle jaki😂 |
Urzekający widok na Giewont i Czerwone Wierchy - cóż to, nic nie widać?😉One tam są, uwierzcie. Po takiej zimnicy, jedyne na co wpadliśmy to zakup stosownych procentów na rozgrzewkę.
Pierwsze dni pobytu na każdym wyjeździe górskim trzeba spożytkować na wycieczki z marszu - potem może zabraknąć sił albo chęci. A że nie umęczyliśmy się Gubałówkowymi przeżyciami, wjechaliśmy przecież PKL na górę, kolejnego dnia wyruszyliśmy z tak zwanego buta do Doliny Lejowej.
 |
Wzdłuż ulicy z Kir do Zajazdu "Józef" można przejść się laskiem - warto, przynajmniej jest się dalej do samochodowych zadymiarzy. |
Dotarcie do wejścia do doliny zajęło nam chyba z godzinę, już to powinno nas ostrzec, że może być ciężko. Górski człowiek jest jednak niepoprawnym optymistą.
 |
Od stoku narciarskiego Biały Potok droga do Lejowej prowadzi krainą urokliwych mostków.Ta skałka oznacza początek Doliny Lejowej.
|
Dolina Lejowa świeci pustkami i latem, i zimą. To wspaniała mała trasa na zachłyśnięcie się górskim światem w ciszy i spokoju. Tego roku weszła z nami jedynie pani z psem na ręku, lecz szybko zawróciła. Na szlakach tatrzańskich obowiązuje zakaz wprowadzania zwierząt, za wyjątkiem Doliny Chochołowskiej. Należy to uszanować, bowiem w parkach narodowych chroni się dziką przyrodę a nie psy czy koty. To nie jest nasz dom, my jesteśmy tam tylko gośćmi. Pozwólmy gospodarzom żyć w spokoju.
 |
Rozpoczynamy przygodę z Doliną Lejową, zimą po raz trzeci.Samotność Doliny Lejowej |
Otoczył nas świat ciszy, zima i drzewa-strażnicy szlaku, a wszystko zatrzaśnięte na horyzoncie górskim kolosem. Można się zakochać...
 |
Ten dość długi mostek zwiastuje niemal połowę podejścia do szczytu Lejowej. |


Zachwyceni osłonecznionym szlakiem nie podejrzewaliśmy, iż wkrótce trafimy w ramiona cienia. A ten zawsze oznacza postępujący chłód. I za niedługo wkroczyliśmy do lasu, gdzie robiło się nie tylko coraz zimnej, ale też coraz ciężej się szło - śnieg był sypki, więc szliśmy jak w mące. Jeszcze jednak mieliśmy nadzieję, że słońce powróci na naszą wyprawę.
 |
Chatka pasterska z Ciemniakiem w tleI świat porażającego zimna |
Kiedy jednak wyszliśmy na otwarty teren - otwarty od 2013 roku kiedy to halny zabił cały gęsty las ciągnący się aż do szczytu doliny - przywitał nas niemal mrok. I straszliwe dołujące zimno. Śniegu, jak widać, nie było dużo, lecz pod spodem był lód a biały puch tak się sypał, że zapadaliśmy się w nim. Każdy krok oznaczał wydłubywanie się z tej śnieżnej mąki. Nie zabrałam na tę trasę rękawic narciarskich, bo wydawało mi że taki mrozik minus dwa to żaden problem a teraz wymarzały mi palce na zmianę raz u jednej ręki raz u drugiej.
 |
Zimno jak przy zlodowaceniu, słońce ukryło się zupełnie za Kominiarskim. |
Z trudem dobrnęłam do szczytu doliny i choć byłam tak zmęczona - wędrowaliśmy już dwie i pół godziny - nie zatrzymałam się, by coś zjeść i napić się gorącej herbaty. Wbrew pozorom taka przerwa oznaczałaby jeszcze większe zmęczenie - tym bardziej, iż górka przed nami nie była duża a las widoczny po lewej gwarantował, że zrobi się nam cieplej.

Górka do granicy lasu, a zarazem rozwidlenia szlaków w prawo do Chochołowskiej - lecz tam zimą nigdy nie poszliśmy bo za daleko i za wysoko - w lewo do Kościeliskiej, nigdy problemu nie stanowi. Na tegorocznej wyprawie zdumiało mnie nieprzyjemnie co innego, marznące coraz bardziej palce u nóg. I już zła myśl zagnieździła się w głowie, że to pewnie przez moje w zasadzie letnie trapery. Pomyliłam się i to bardzo, Jarkowi w jego nowych super butach górskich tak samo zamarzały palce. Wniosek z tego był jeden - za długo szliśmy w cieniu i śniegu, przez który buty nasze "płynęły" niemal jak łódź podwodna. A zbawczy koniec wspinaczki był już blisko.
 |
Przysłop Kominiarski zaskoczył nas takim mrokiem, że aż złość brała. Jedyną nagrodą był lśniący w słońcu czubeczek Giewontu i pasmo prowadzące do Ciemniaka. I Jarek siedzący na ławce po lewej😄
|
 |
Już wiem, że za chwilę napiję się ciepłej herbaty... |
A ja wykazałam się, jak okazało się nie tylko na tej wyprawie, niezwykłym hartem ducha. Atak grypy żołądkowej omal nie zwalił mnie z nóg a i tak dobrnęłam do ławeczek na Przysłopie. I nawet zaryzykowałam dwa łyki herbaty a także kawałek batona, który trzaskał w zębach jak zamrożony. Kolejnej wycieczki nie zaryzykowałam zatem bez zbawczej smecty😅.
Takiego zaś zejścia z Przysłopu Kominiarskiego zimą(ani też podejścia), z osłonecznionymi widokami, nie mieliśmy dotąd.
 |
Na drugim planie pasmo wiodące do CiemniakaA to najprawdopodobniej skałki zakończone z prawej strony Skałą Piec - w drodze na Ciemniaka |
Schodziliśmy tędy zimą do Kościeliskiej drugi raz i tak mi jakoś schodziło się świetnie, że ledwo zdążyłam wejść w ten piękny zimowy świat, już była ostatnia stromizna. Nie ukrywam, iż zasadniczą rolę w tym biegu w dół miały moje nowe z zeszłego roku raczki.
 |
I już po płaskimOstatni rzut oka za siebie - stamtąd przyszliśmy.
|
Dobrze byłoby dodać w tym miejscu, iż zimą na Przysłop Kominiarski zdecydowanie nie należy wybierać się z Kościeliskiej. Weszliśmy tędy tylko raz zimową porą, w 2011 roku o czym pisałam w pierwszym opisie Zima w Tatrach - to strome podejście lepiej zamienić na łagodną wycieczkę przez Lejową.
W Kościeliskiej, przynajmniej w okolicach jej początku, zrobiło się jaśniej. A nam już od Przysłopu ogrzały się nogi, więc pędziliśmy do busa w Kirach, ile sił w nogach...i i ostrożności, by się nie poślizgnąć, nieopatrznie bowiem zdjęliśmy po zejściu raczki. Mieliśmy szczęście, bo choć wszystkie busy z rozkładu już odjechały, to zaraz za krzyżówką na Królewską podjechał niespodziewany z Chochołowskiej. I za kilka minut mogliśmy wreszcie zdjąć buciska i rzucić się na łóżko w należnym nam bez łaski odpoczynku😆
Dwa dni wędrówki nie zamieniły się w trzeci, w sobotę bowiem od rana szalała zadymka. Ani w takiej pogodzie - gdzie niewiele więcej widać, iż za czubek nosa - na wycieczki się wybierać, ani na nartach zjeżdżać. Zrobiliśmy zatem zakupy w naszej ukochanej Hladovce na Słowacji u pani Helenki. Odważni i zadowoleni z siebie, zwłaszcza ja, wyruszyliśmy w niedzielę na Biały Potok. Po dwóch latach przerwy "popędziliśmy" na narty. I na moich czczych przechwałkach się skończyło😆Po półtorej godzinie "oślej łączki" padłam ze zmęczenia.
 |
Narciarze...na oślej łączce
|
Przygodę z nartami najlepiej zacząć za młodu. Dzieci uczą się błyskawicznie a jak upadną, wstaną otrzepią się i jadą dalej. Za naszych młodych lat dla ludzi z Wybrzeża ten sport był jednak w zasadzie nieosiągalny nie tylko ze względów finansowych, ale przede wszystkim z tego powodu, że wówczas ludzie znad morza myśleli raczej o żeglowaniu niż narciarskich wyczynach. My założyliśmy narty na nogi po raz pierwszy dopiero, gdy mieliśmy już dorosłe dzieci. I nigdy tego nie pożałowaliśmy 🎿
Słoneczna niedziela przyniosła w górach lawiny. Zagrożenie było już od piątku, TPN ostrzegał, by nie chodzić w wyższe partie gór, dodatkowo informując, iż nic nie wskazuje, że sytuacja ma ulec zmianie w najbliższych dniach. Spodziewałam się tego, bowiem ocieplenie w zimie zawsze powoduje w górach, iż ogromne masy śniegu stają się niestabilne i byle co może je ruszyć - pędzą wtedy w dół z szybkością minimalną 100km/h. Człowiek jest bez szans, jeśli znajdzie się na trasie lawiny.
 |
Przystanek na Szeligówce - stąd wyruszamy busami na wycieczki. |
Przerażające jest zatem, iż pomimo wielokrotnych ostrzeżeń TPN i TOPR turyści to lekceważą. Całkowita beztroska, by nie powiedzieć bezrozumność, powoduje, iż rok w rok ludzie giną pod lawinami. W niedzielę grupę turystów w wysokich partiach Tatr spotkał ratownik TOPR i ostrzegał, prosił by zawrócili, bo dalsza wspinaczka jest bardzo niebezpieczna. Nie posłuchali, ruszyli dalej i porwała ich lawina. Jedna z ofiar, mężczyzna w wieku lat 28, zmarł w poniedziałek w szpitalu. Ludzie ci nie byli w żaden sposób przygotowani do ewentualnego ratowania się spod lawin. I ten dramat niczego nie nauczył kolejnych upartych turystów - we wtorek następną osobę porwała lawina. Zagrożenie lawinowe 3 stopnia, a takie ogłoszono w poniedziałek rano, oznacza, iż zwykły turysta bez żadnego fachowego sprzętu powinien się raczej wybrać na Krupówki. A jeśli nie, to na spacer po stu procentowo bezpiecznym szlaku - życie mamy tylko jedno...
 |
Do roku 2013, kiedy to w grudniu w Tatrach szalał wiatr bora, trasa do Wodogrzmotów Mickiewicza prowadziła w gęstym lesie.
|
A my od początku roku obiecywaliśmy sobie, że wreszcie po siedmiu latach od ostatniej wyprawy z Mateuszem wyruszymy zimą - po raz piąty - do Murowańca. I gdy ogłoszono trójkę, z miejsca przeorientowaliśmy plany. Ryzyko jest zupełnie niepotrzebne, Tatry stoją w tym samy miejscu już miliony lat i jeszcze postoją - nie tym roku to kiedy indziej można trasę powtórzyć.
Nasz wybór padł na schronisko Roztoka - za pierwszym razem trafiliśmy do tego cudu w 2018 roku. Sam dojazd do Palenicy Białczańskiej jest już frajdą - jedziemy przecież na spotkanie przygody.
Słowo o Wodogrzmotach Mickiewicza zacząć wypada od Towarzystwa Tatrzańskiego powstałego w XIX wieku - jednym z założycieli był niezmordowany pasjonat Tatr, lekarz Tytus Chałubiński. W roku 1891 władze Towarzystwa nadały kaskadom potoku Roztoka, w jego dolnych partiach, nazwę Wodogrzmoty Mickiewicza. Uczczono w ten sposób sprowadzenie prochów wieszcza na Wawel w roku poprzednim. Autor "Pana Tadeusza" nigdy zaś w Tatrach nie był.  |
Podążamy krainą ciszy świerków zimy i gór.Słońce bez ostrzeżenia prowadzi nas do świata mroku.
|
Od Wodogrzmotów, po drugiej stronie asfaltu zimą niewidocznego pod śniegiem i lodem, kierujemy się do szlaku w dół. I tam wkraczamy do baśniowej krainy. Samotnego obcowania z majestatem gór, osłonecznionych tego roku lśnieniem bieli, gdzie drogę niemal zastępują nam milczące szeregi zasypanych śniegiem świerków. Wędrówka w tej ciszy przeradza się w podróż w czasie, gdy pierwsi ludzie docierali tutaj, stając w niemym zachwycie.
 |
Okruchy diamentówBramy raju |
I jedyne co mi złamało serce, to leżące pokotem, ze trzydzieści metrów przed schroniskiem, martwe świerki zwalone przez halny. Nigdy już nie powtórzę tego cudu mojej Chrynielówki z "Klejnotów rodzinnych" z 2018 roku. Nie dlatego, że już o tym wiem, spodziewam się - co niweluje pierwsze na całe życie zaskoczenie - lecz dlatego, że umarł las przed Roztoką.
 |
Magia Chrynielówki nie powtórzy się już nigdy. |
Na pocieszenie - jakby komuś specjalnie zależało, by ozłocić tamto wspomnienie - pogoda sprawiła nam urzekające zjawiska.
A straszydło po prawej, pożarty przez kornika drukarza świerk, jest takim dopełnieniem powyższego obrazu - pod wiele znaczącym tytułem "Kto się czai na Roztokę"😉. W schronisku znaleźliśmy się około jedenastej dwadzieścia, a zatem nacieszyliśmy się nim tylko we dwoje. Mnie, pierwsze co, rzucił się w oczy napis kredą na malutkiej tablicy na ladzie bufetu: Polecamy rydze na maśle - 45 zł. Tak mnie to rozśmieszyło, że nie mogłam się skupić na zamówieniu. A jedzenie mają w Roztoce wyśmienite, nawet jeśli to tylko pomidorówka żurek i szarlotka, zimą również może być na ciepło z lodami. Rydze poczekają na naszą większą fantazję😂
 |
Obowiązkowe zdjęcie przed ukochaną Roztoką |
Powrót okazał się chyba jeszcze bardziej tajemniczy, bowiem słońce obraziło się na Dolinę Roztoki i poszło świecić wyżej.
 |
Czy to Wołoszyn nad nami? |
Jedyna to była wspinaczka tego dnia, zbyt krótka żeby się zmęczyć a zatem przyjemna. A chętni do Roztoki, w liczbie może trzech osób, wyminęli nas szybko, całą tę magiczną trasę mieliśmy więc tylko dla siebie.
 |
Dostojna trójkaTo pewnie strażnicy... |
Powrót do Palenicy zbiegł mi zbyt szybko - i dopiero wtedy na naszej trzeciej i ostatniej tej zimy wycieczce poczułam Tatry. To coś magicznego, jakby się wżyły we mnie a ja w nie - jeden i ten sam oddech.
Następne dni to było szaleństwo nart - szaleństwo w naszym wydaniu😊
 |
W przyszłym roku poprawimy się, potrenujemy i porobimy więcej zdjęć. A także kilka na tyle krótkich filmików, żebyśmy mogli w zimowych opowieściach Madzi Rohackiej pochwalić się, jak szusujemy.
|
Na zakończenie naszego sezonu zimowego Tatry 2024, garść widoków nieco malarskich.
 |
Widok z Hladovki na polskie Tatry... strzeżone pasmami bieli chmur.A to już po stronie polskiej przed wjazdem do Chochołowa. Obrazek jest wycinkiem Tatr - po lewej słowackie Tatry Bielskie, po prawej nasze aż do Giewontu.Odwieczny nasz obraz...przed Kirami kończy się polski świat, granicy strzegą tajemnicze olbrzymy. |
Ostatniego dnia przed wyjazdem słońce jeszcze postanowiło dopieścić nam chwile przed pakowaniem. Kiedy wyszłam pożegnać się z górami do lata, zmierzchało a zatem zdjęcia oblekły się powracającym zimnem.
 |
Sanna pod bacówką na Polanie przed Kirami, z Kominiarskim w tleI nasza górka na Białym Potoku. W tym roku zjechałam z niej osiem razy, z tego raz "pacnęłam" w śnieg, ale niegroźnie. |
Rok 2014 powtórzył się zaraz po naszym wyjeździe - deszczowe przedwiośnie, śnieg okazyjnie i ciepło. Do 23 stycznia 2024 nie można było narzekać na zimę, lecz o zeszłorocznych hekatombach śnieżnych i mrozie po minus trzynaście trzeba było zapomnieć.
 |
Zmierzchające przedwiosenne pożegnanie, w tle po prawej OsobitaNostalgie Rysulówki |
Na zachętę dla wszystkich spragnionych zimowych wypadów polecam noclegi na Rysulówce u pani Marysi i pana Stasia - zwłaszcza z dziećmi. Niby zima nietęga, ale jakby co co zawsze można pozjeżdżać z przydomowej górki.
A kiedy wyjdzie słońce, wszystko zmartwienia usuwają się w cień. Nabieramy takiej energii, że najmniejszy nawet górski wypad jest spełnieniem marzeń.
 |
Do zobaczenia na Rysulówce w lipcu💝 |